Marcin Kamiński, tak samo jak jego młodszy kolega, w meczu ze Śląskiem miał nie zagrać. Jednak stoper poznańskiej Lokomotywy znalazł się w składzie i rozegrał pełne spotkanie.
Kilka dni temu trener Maciej Skorża mówił, że Lech na jakiś czas traci Marcina Kamińskiego. Tymczasem Kamyk wyszedł w podstawowej jedenastce i rozegrał 90 minut – Dobrze się czułem, nic mnie nie bolało. Nie było przeszkód, bym zagrał, więc zgłosiłem trenerowi pełną gotowość. O tym czy zagram, czy nie decydował szkoleniowiec – powiedział po meczu.
Poznaniacy po raz kolejny nie potrafią zwyciężyć ma wyjeździe, ani utrzymać prowadzenia – Nie potrafimy wygrać na wyjeździe, prowadząc. Martwi to, bo gubimy bardzo ważne punkty. Byliśmy przekonani, że wygramy i przyjechaliśmy tu z takim zamiarem. Nie wiem jak Śląsk, ale my jesteśmy bardzo rozczarowani takim wynikiem – przyznał.
– Nasza gra może wyglądać dobrze i potrafimy osiągać wysoki poziom. Chwała chłopakom za ten dzisiejszy mecz, bo w czwartek w Pucharze Polski rozegrali 120 minut. Mimo to potrafili biegać, walczyć, choć mieli w nogach bardzo ciężki mecz. Pokazaliśmy, że taki wysiłek to nie problem – dodał.
We wczorajszym meczu na środku obrony Kamykowi towarzyszył Paulus Arajuuri. Jak wygląda współpraca między tymi dwoma stoperami? – Nasza współpraca wygląda chyba dobrze. Musze obejrzeć to wszystko na video, ale większych nieporozumień nie było. Musimy przeanalizować gol dla Śląska, bo był dziwny. Prostopadłe podanie i wybicie prosto pod nogi – kończy Kamiński.