Jasmin Burić stanął wczoraj między słupkami w meczy przy Łazienkowskiej. Bośniak zaliczył dobry występ, chociaż raz musiał wyciągać piłkę z siatki. Był to drugi występ Jasia przeciwko Legii w tym sezonie, drugi zakończony wynikiem 2:1.
Do tej pory Lech rozegrał cztery mecze z Legią. Dwukrotnie bronił Burić i Lech dwukrotnie wygrywał. Bośniak talizmanem Lecha? – Ja jestem szczęśliwy i zadowolony, że udało się wygrać. To był dla nas bardzo ważny mecz i teraz to my jesteśmy liderem. Musimy zachować zimną głowę i pracować nad tym, by utrzymać tę pierwsza pozycję do końca – mówił po meczu.
W końcówce meczu to legioniści coraz bardziej zaczęli atakować, ale Lech skutecznie się bronił i dowiózł korzystny wynik do końca – Dla mnie najgorsze był rzuty rożne, musiałem nieźle walczyć w polu karnym. Znowu straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry, ostatecznie jednak możemy się cieszyć z takiego wyniku. – przyznaje Jasiu.
W tym sezonie Lech rozegrał trzy ligowe mecze z Legią i nie przegrał żadnego – Mam już swoje lata i jestem 6 lat w Lechu i wiem co znaczy dla Lecha, dla Wielkopolski, dla kibiców wygrana Lecha z Legią tutaj w Warszawie. My naprawdę podchodzimy do tego spokojnie, chcemy być skoncentrowani i wiedzieć, że wszystko jest w porządku.
W końcówce sezonu 2010 do bramki wskoczył Krzysztof Kotorowski, a Lech na koniec cieszył się z majstra. W tym sezonie taki sam los czeka Buricia? – Chciałbym, żeby stało się tak samo. Czekamy już na mistrza sporo czasu i nie mam nic przeciwko temu. Zostało jeszcze 6 kolejek, a każdy mecz jest dla nas bardzo ważny, bo teraz nie ma już łatwych przeciwników. Gramy też cztery mecze w Poznaniu, a wszyscy wiedzą, że u siebie jesteśmy bardzo groźni.
Kolejorz miał już kilka okazji, by skoczyć na fotel lidera. Udało się dopiero po pierwszym meczu rundy finałowej – Cały czas powoli walczyliśmy o to pierwsze miejsce i po tylu miesiącach się udało. Teraz mamy pole position i zobaczymy jak będzie. Wszyscy wiemy, że najtrudniej się utrzymać na pierwszym miejscu, ale wszystko jest teraz w naszych nogach – kończy Bośniak.