Djordje Crnomarković we wtorek został piłkarzem Lecha Poznań. Serb, który w poprzednim sezonie reprezentował Radnicki Nis, związał się z Kolejorzem trzyletnią umową z opcją przedłużenia o kolejny rok.
25-latek pochodzi z Belgradu. Tam też stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki, reprezentując młodzieżowe grupy FK Belgrad. Szerokiej publiczności pokazał się w 2015 roku, kiedy to dobry sezon w Javorze Ivanjica zaprocentował transferem do sześciokrotnego mistrza Słowenii, Olimpiji Ljubljana. Rok później wrócił do Serbii, gdzie był zawodnikiem Cukaricek oraz ponownie Javoru. To właśnie stamtąd trafił do drużyny z Niszu.
Crnomarković w ekipie prowadzonej przez trenera Nenada Latalovicia rozwinął skrzydła i razem ze swoimi kolegami zdobył historyczne wicemistrzostwo Serbii. W zeszłym sezonie rozegrał łącznie 39 spotkań (32 w lidze, 4 w krajowym pucharze oraz 3 w eliminacjach do Ligi Europy) i raz asystował. Drużyna z Niszu, z nowym środkowym obrońcą Lecha w składzie, w ubiegłym sezonie straciła zaledwie 23 bramki.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni, że dołączył do nas Djordje Crnomarković. W zeszłym sezonie był on jedną z kluczowych postaci rewelacji rozgrywek serbskiej SuperLigi i tam też zwrócił naszą uwagę. Serb pasuje do naszego stylu gry i liczymy, że w pełni pokaże swoje umiejętności, którymi zainteresował nas podczas ostatniego roku – mówi dyrektor sportowy Lecha Poznań, Tomasz Rząsa.
Obrońca nie ukrywa, że jest podekscytowany wyzwaniem, które czekają go w stolicy Wielkopolski. – Jestem zaszczycony, że mogę dołączyć do Lecha Poznań, ponieważ jest to najbardziej utytułowany klub w mojej karierze. Przed przyjazdem rozmawiałem na jego temat z moimi kolegami występującymi w ekstraklasie, czyli Todorovskim oraz Sedlarem. Obaj mówili same pozytywne rzeczy i zwracali uwagę na wyjątkowych kibiców – przyznaje nowy zawodnik Kolejorza.
Crnomarković to czwarty piłkarz, który w letnim okienku transferowym trafił do Lecha Poznań. Wcześniej umowę z Kolejorem podpisali Mickey van der Hart, Karlo Muhar i Tomasz Dejewski.
fot.lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka