Tomasz Kędziora wpisał się po raz czwarty na listę strzelców w meczach o stawkę. Młody obrońca dwukrotnie trafiał do bramki w europejskich pucharach. Premierowe trafienie w ekstraklasie zaliczył w zeszłym sezonie, w maju tego roku w Bydgoszcz. Wczoraj udało mu się to po raz drugi.
Ustaliłeś już z Dawidem Kownackim kto jest autorem bramki dla Lecha? Nawet telewizyjne powtórki nie są wstanie wyjaśnić, kto ostatni dotknął piłki.
– Szczerze mówiąc to w ogóle o tym nie myślałem. Zremisowaliśmy spotkanie w ostatniej minucie i trudno jest się po tym pozbierać. Rozmawiałem z Dawidem i mówił, że nie dotknął piłki, a nawet jeśli, to minimalnie. Ja tego nie widziałem, bo byłem zasłonięty przez innych piłkarzy.
Legia, Korona, Śląsk, no i Jagiellonia – szybko strzelacie bramki, a potem przez błąd w defensywie tracicie gola. Czego Wam brakuje?
– Tak samo było też na Ruchu. Mieliśmy przecież karnego w ostatniej minucie. Jeśli chcemy grać o mistrzostwo Polski, nie możemy tak tracić punktów. Ciężko cokolwiek powiedzieć na ten temat. Sam nie wiem, czego na brakuje. Jest dziewięćdziesiąta minuta i jeśli wcześniej nie strzelimy drugiej bramki, to koniecznie musimy dowieźć dobry wynik do końca, a nie głupio tracić gola.
Mieliście bardzo dużo okazji, by strzelić tę drugą bramkę, ale zamiast do bramki, trafialiście w bramkarza.
– Mieliśmy swoje szanse. Przede wszystkim Darko trafił w poprzeczkę. Podbeskidzie też stworzyło sobie kilka dogodnych okazji, ale Maciek Gostomski dobrze broił. Musimy strzelać bramki, a jak mamy dobry wynik to musimy go utrzymać.
Teraz czeka was przerwa na kadrę. Ostatnia taka przerwa nie wpłynęła na was dobrze. Przed meczami kadry wysoko wygrywaliście z Zawiszą, Bełchatowem, a potem było już gorzej.
– Ja w tym czasie wyjeżdżam na reprezentację, więc nie wiem jak jest w klubie. Chłopacy mówią, że ciężko trenują, ale trudno mi coś powiedzieć na ten temat. Myślę, że trochę nas to wybija z rytmu, bo przed ostatnią przerwą graliśmy dobrze, a po niej trzy razy remisowaliśmy. Jeśli gramy o tytuł, to takie remisy nie mogą nam się przytrafiać.
Mecz z Podbeskidziem nie był najlepszy w waszym wykonaniu. Znacznie przyjemniej oglądało się starcie we Wrocławiu, czy wygrane spotkanie z Łęczną.
– We Wrocławiu boisko było bardzo dobrze przyug0otowane, ale nie chcę się nim tłumaczyć. Coś jest po prostu nie tak. Przed meczem mamy swoje założenia, a w trakcie gramy zupełnie inaczej. We Wrocławiu gramy super, a remisujemy, teraz gramy przeciętnie i zdobywamy punkt. Chciałbym, żebyśmy wygrywali mecze w ostatnich minutach, niekoniecznie grając super piłkę.
A jak ocenisz swoją formę w ostatnim czasie?
– Czuję się dobrze. Brakuje mi asyst, a w obronie uważam, że gram okej. To jednak nie jest ważne, bo najważniejsze jest to, że nie zdobywamy tylu punktów, ile powinniśmy.
Po straconej bramce dało się zauważyć twoje zachowanie. Krzyczałeś, machałeś rękami, byłeś wyraźnie zdenerwowany. To przez całą sytuację, czy zachowanie kolegów?
– To dlatego, że po raz kolejny tracimy bramkę w 90 minucie. Nie może być tak, że Podbeskidzie, które tak naprawdę w drugiej połowie nie stwarzało sobie sytuacji bramkowych, strzela nam bramkę z niczego. Nie mam słów na to, ja się po prostu załamałem po tej bramce.
Mieliście w szatni pretensje do Huberta Wołąkiewicza?
– Każdy z nas mógł być w tym miejscu, co on. Hubert wybijał piłkę, ta skoczyła mu na kolano i wyszło, jak wyszło. Można się przejść po murawie, zobaczyć jak to wygląda. Jeśli byłby to ktoś inny, to może udałoby się trafić w piłkę inaczej, ale to jest mało prawdopodobne. Oglądałem powtórki i Hubert był przygotowany do wybicia.
Niedługo kolejne mecze, a boisko będzie takie samo
– Może my musimy je jeszcze bardziej zaorać, by postawić na swoim i strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika?