Lech już od tygodnia jest na zgrupowaniu. Dzisiaj o 18:30 rozegrał swój kolejny mecz. Tym razem w Jenbach jego przeciwnikiem był Manisaspor. Spotkanie nie należało do najciekawszych, chociaż na trybunach znalazło się trzech sympatyków poznańskiej drużyny, którzy przyjechali specjalnie na ten mecz, żeby dopingować Lecha, a obaj szkoleniowcy dokonali wielu zmian. Ostatecznie mecz zakończył się w deszczu bezbramkowym remisem.
„Kolejorz” wyszedł na murawę w jednolitych niebieskich strojach, a Manisaspor w białych. Od pierwszych minut zawodnicy rozgrywali piłkę wyłącznie w środku pola i obie drużyny miały problem z przedostaniem się na połowę przeciwnika, co skutkowało kilkoma faulami. Aż w końcu, w 6. minucie na strzał z dystansu z 30 metrów zdecydował się Możdżeń, ale niestety trafienie było niecelne. Przez następne kilkanaście minut meczu nie było zupełnie na co patrzeć. Brakowało dokładności, porozumienia, a przede wszystkim inicjatywy. Ostatecznie w 20. minucie Lechowi udało się w końcu przedostać w pole karne Manisasporu, gdzie doszło do starcia Wojtkowiaka z Klukowskim. Arbiter jednak nie zareagował na faul i nakazał kontynuować grę. Po tej akcji Lechici trochę jakby się przebudzili, ale żadne z dośrodkowań zespołu z Poznania nie pozwoliło na stworzenie dogodnej sytuacji do strzelenia bramki.
W 27. Minucie „Kolejorz” w końcu wyprowadził dobrą akcję, ale beznadziejnie dośrodkowywał Wojtkowiak i futbolówka opuściła boisko. Chwilę później ten błąd chciał naprawić Tonew i uderzeniem podobnym do Możdżenia – z 30 metrów chciał pokonać bramkarza Manisasporu. Niestety piłka minęła słupek. Tak samo niedokładnie trafił Stilić z 20 metrów w 32 minucie. Na dziesięć minut przed zakończeniem pierwszej połowy inicjatywę przejęła drużyna przeciwna oddając pierwszy celny strzał w meczu w 37 minucie. Kotorowskiego próbował pokonać z 17 metrów Baris. Na szczęście bramkarz poznańskiego zespołu poradził sobie bez większych problemów.
Druga połowa rozpoczęła się deszczem i kilkoma zmianami w składach obu drużyn. W 48. minucie swój błąd z pierwszej części spotkania chciał naprawić Stilić, ale i tym razem Bośniakowi zabrakło precyzji. Trzy minuty później zaatakowała drużyna Manisasporu, ale zdaniem sędziego Gokoglan był na spalonym. Lech nie kazał długo czekać na kontrę i w 54. minucie w zamieszaniu w polu karnym mógł umieścić piłkę w siatce, ale po raz kolejny Lechici zmarnowali okazję, bo żaden z zawodników nie oddał celnego strzału.
W 58. minucie z dystansu strzelał Murawski, również bezskutecznie. Obie drużyny powoli zaczęły opadać z sił. Za faul ukarany żółtą kartką w 76 minucie został Drygas. Przez następne kilkanaście minut na boisku nie działo się zupełnie nic godnego uwagi. Aż do 85 minuty, kiedy to zespół Manisasporu popełnił błąd, a piłkę przejął Ubiparip. Zgrał ją do Ślusarskiego, który wbiegał w pole karne. Niestety „Ślusarz” niezbyt dokładnie trafił w futbolówkę i bramkarz bez najmniejszego problemu ją złapał. Od razu po tej akcji, w 86. minucie drużyna przeciwna wyszła z kontrą i po dobrym dośrodkowaniu Guevena z rzutu wolnego piłkę głową odbił Promise, ale futbolówka przeleciała nad poprzeczką. I ta akcja rozpoczęła serię dwóch kolejnych ataków na bramkę Kotorowskiego. Najpierw w 90. minucie z dystansu uderzał Guevena, a chwilę później z bliska strzelał Buyuka. Na szczęście dla Lecha „Kotor” poradził sobie bardzo dobrze i tym samym nie dopuścił do straty gola w ostatniej minucie meczu.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.
Lech Poznań – Manisaspor 0:0
Lech: Kotorowski – Wojtkowiak (86. Kędziora), Wołąkiewicz (71. Ślusarski), Arboleda, Henríquez (67. Kamiński) – Murawski (67. Djurdjević), Możdżeń (67. Drygas), Injac (46. Kiełb) – Štilić (67. Golla), Rudnev (78. Ubiparip), Tonev (67. Wilk)
Manisaspor: Babacan (46. Avcibay) – Baris (55. Akaminko), Dixon (66. Cokmus), Tok (66. Cevahir), Klukowski (66. Kahe) – Iwański (55. Yilmaz), Incedemir (55. Guven) – Gokoglan (55. Gurbuzerol), Caliskan (55. Buyuk), Simpson (55. Ozek) – Makukula (55. Promise)