Jedne rozgrywki możemy na razie odstawić na bok, miejmy nadzieję – do następnego roku. Piłki już spakowane, bandy z logo Ligi Europy schowane do pomieszczenia gospodarczego na stadionie. Po pięciu latach posuchy nie było to wielkie wejście na europejskie boiska, ale na pewno nie takie, które nic pozytywnego w drużynę nie wniosło.
„Poznań wraca do Europy!”
Takie hasła mogliśmy przeczytać, gdy było już wiadomo, że lechici zagrają w fazie grupowej Ligi Europy. Przed tym jednak trzeba było przejść wcale nie taką łatwą drogę, najpierw w eliminacjach do Ligi Mistrzów, a później do Ligi Europy.
14 lipca poznaniacy rozpoczęli walkę o LM. Żeby zagrać w upragnionych rozgrywkach trzeba było pokonać trzech rywali. Pierwszy dwumecz „Kolejorz” miał rozegrać z FK Sarajewo, który nie był aż tak wymagającym rywalem. Lech w meczach z bośniackim klubem ustrzelił łącznie trzy bramki, żadnej nie stracił. Wszystko szło, jak z płatka. Przyszło losowanie do kolejnej rundy. Ciężki rywal. Szwajcarskie FC Basel – to duża firma wśród drużyn europejskich.W meczu ze Szwajcarami w Poznaniu Lech przeważał, ale niestety zarówno wyszkolenie fizyczne, jak i techniczne okazało się bardziej zaawansowane u przeciwników. 3:1 w plecy i trzeba było powoli myśleć o Lidze Europy. Drugiego meczu również nie udało się wygrać.
Wygrany dwumecz i wejście do LE
Jeden rywal, by wejść do fazy grupowej Ligi Europy. Węgierski Videoton, który można było bardzo łatwo zlekceważyć. Zawodnicy typu Gergo Lovrencsics, czy Tamas Kadar, to gwiazdy reprezentacji, w których są wpatrzeni węgierscy kibice. Jak podejść do takiego rywala? Można by śmiało stwierdzić, że taki przeciwnik jest czasami bardziej wymagający, niż wielkie firmy. Wyjście na boisko z „letnim” zaangażowaniem kończy się czasem bardzo zimnym prysznicem. Okazało się, że Lech pokazał, który zespół ma więcej doświadczenia.
Faza grupowa i znów Basel
Koło tego zespołu przyszło grać Lechowi z Fiorentiną i Belenenses. Bilans z tych wszystkich spotkań nie był jakiś zachwycający. Jedna wygrana, dwa remisy i trzy przegrane. Co najsmutniejsze z tego wszystkiego, z drużyną z Bazylei nie udało się wygrać ani razu.
Co zapamiętamy z tegorocznych pucharów?
Kibice przede wszystkim afery z UEFA. Kary, zakazy, a nade wszystko umiejętność prawników Lecha, którym udało się „zapełnić” trybuny na mecz z Fiorentiną. Sprawa dotyczyła dwóch sytuacji, które miały miejsce w Sarajewie, a później w Bazylei. W pierwszym meczu chodziło o flagę Legionu Piła, – „Legion Piła – krew naszej rasy”. Druga sytuacja to spotkanie w Szwajcarii i rzekomo rasistowskie okrzyki kibiców „Kolejorza”. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a zamknięcie stadionu zostało zawieszone.
Jeśli chodzi o piłkarskie aspekty, to do poprawy przede wszystkim sposób gry Lecha i skuteczność zawodników. W Europie trzeba inaczej grać, niż w lidze. W Ekstraklasie „Kolejorz” zawsze będzie drużyną, od której będzie się wymagać ofensywnej piłki. Jeśli chodzi o LE to sytuacja ma się nieco inaczej. Gdy do Poznania przyjeżdżają takie drużyny, jak Fiorentina, czy w poprzednich latach np. Juventus, to będzie pewne, że to przyjezdna drużyna będzie więcej i skuteczniej atakowała.
Nie można mówić o samych minusach. Na plus zasługuje przede wszystkim to, że Lech ma o cztery więcej meczów w Lidze Europy, niż rok temu. Ktoś by mógł pomyśleć: „No i co z tego?”. Dużo, bo doświadczenie kreuje pewne zachowania, które później, w następnych meczach mogą się ujawnić i zaowocować golami, punktami i splendorem.
Pozostała Ekstraklasa i Puchar Polski. Dzięki tym dwóm rozgrywkom można znów pojawić się na europejskich boiskach i pokazać, że Polska to nie zaplecze, że Polska powoli zaczyna się liczyć w walce o trofea. Jednak, żeby to wszystko się spełniło, potrzeba dużo pracy i cierpliwości. To klucz do sukcesu.