– Gdy trenerem był Jose Mari Bakero nie grałem dużo. Miałem wiele kontuzji, a gdy wracałem po 2-3 meczach znów łapałem jakiś uraz. Teraz dzięki Bogu nie mam żadnych problemów, a moja dyspozycja rośnie, z czego się bardzo cieszę – tłumaczy Manuel Arboleda, który na początku sezonu przeżywa prawdziwy renesans swojej formy.
Kolumbijczyk w poprzednim sezonie przez długi czas był kontuzjowany, co powodowało rosnącą irytację kibiców. – To był trudny rok. Dużo mówiono o tym, że jestem słaby, nikt mnie nie bronił. Wszyscy powtarzali, że to wina Manu. Problemy zaczęły się jednak wcześniej, w Warszawie, kiedy pojechaliśmy na Polonię. To była prawdziwa czarna propaganda. Nikogo nie było wokół mnie, zostałem z tym problemem sam. To nie było fair w stosunku do mnie – wspomina piłkarz.
Wielu fachowców jest jednak zgodnych, że Manuel Arboleda w formie jest zespołowi przydatny. Na uwagę zasługuje również fakt, że rosły obrońca nie rozmawia już z sędziami i nie zaczepia zawodników drużyny przeciwnej. – Ja jestem spokojniejszy, niż byłem. Nie będę tracił siły na gadanie z sędziami, ale cały czas rywale mnie prowokują. Mówią do mnie czarnuchu, bananie, małpo. Ja jednak podchodzę do tego spokojnie – przyznaje obrońca Lecha.
Piłkarz ze spokojem podchodzi do swojej sytuacji w drużynie. Wiele spekulowało się na temat jego odejścia z klubu ze względu na wysoką pensję, a także brak jakości, której ze względu na swoją absencję nie wnosił do zespołu. – Wiem, że teraz celem klubu jest wprowadzanie do gry młodych zawodników, ale jestem spokojny. Z Lechem osiągnąłem wiele sukcesów i chcę kolejnych. Chcę zrobić dla Lecha jeszcze więcej – ucina spekulacje na temat swojej przyszłości 33-letni obrońca.
W ostatnich dwóch meczach jego postawa zasługuje na uwagę. Jest zdecydowany i dokładny w swojej grze. Nie zdarzają mu się poważne błędy, które mogą zaszkodzić drużynie. – Zawsze gram twardo, zdecydowanie walczę o piłkę. Nie ostro, zdecydowanie – podkreśla. – Nie tylko ja gram dobrze, ale cały zespół świetnie się spisuje. Piłka nożna to nie tenis. Ja nie muszę odbierać piłki, ale mogę „zrobić” pressing na rywalu i piłkę przejmie mój kolega. W tenisie gram sam, a w piłce każdy zawodnik ma znaczenie – dodaje.
Manu zdradza również, że dzięki dwóm zwycięstwom w lidze atmosfera w drużynie znacznie się poprawiła. – Gdy wygrywasz zawsze jest super. Atmosfera jest dobra, mamy dwa mecze, dwa wygrane, sześć punktów, ale przed nami trudne spotkania. Ruch i Polonia też nie były łatwymi meczami, ale będą jeszcze trudniejsze – mówi Arboleda. – Zawsze mówię, że nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz. Na razie idzie nam dobrze, ale nie zdobyliśmy jeszcze mistrza, spokojnie – kończy Kolumbijczyk.