-Ten mecz był jak cały sezon. Mieliśmy go już garści, byliśmy blisko celu, ale niestety, straciliśmy wszystko. Przyszła nieszczęśliwa minuta, w której losy spotkania się odmieniły. Lechia przesądziła wtedy o wyniku – mówił po meczu zawiedziony Jose Mari Bakero.
– W pierwszej połowie zespół Lechii stwarzał zagrożenie tylko po długich przerzutach piłki. W ten sposób stworzyli dwie groźne okazje. Potem jednak odzyskaliśmy rytm gry, strzeliliśmy wreszcie bramkę. Nie zdołaliśmy jednak podwyższyć prowadzenia, a z tych sytuacji, które były w meczu wynika wniosek, ze powinniśmy byli to zrobić.
Gol dla rywali padł po karnym za rękę. To przecież niefart, nieszczęśliwa okoliczność. Do straty gola przyczynił się brak Manuela Arboledy. Zdarzyła się kontuzja tej łydki, na którą wcześniej się skarżył. A ja już szykowałem dwie ofensywne zmiany, Jacka Kiełba i Artjomsa Rudnevsa. Te zmiany miały spowodować, że podwyższymy prowadzenie. Ten moment meczu był najtrudniejszy, wszystko szybko się zmieniało. Musiałem zmienić koncepcję zmiany, za chwilę – rzut karny. Potem kolejna bramka…
– Nie, uważam, że dokonanie takich zmian na pół godziny przed końcem meczu, to nie było zbyt późno. One świadczą ewidentnie o tym, że chciałem podwyższyć wynik i wygrać ten mecz wyraźniej. Nie udało się.
– Z Polonią Warszawa na wyjeździe też tak było. Dominujemy, kontrolujemy mecz, po czym tracimy gola. Podobnie ze Śląskiem Wrocław i w wielu, wielu innych spotkaniach. Takich sytuacji zdarzyło się w tym sezonie bardzo wiele.Mamy jeszcze dwa mecze. Skupmy się na nich, a na oceny przyjdzie czas. Jako profesjonalista, akceptuję spadająca na mnie krytykę. Wiem, ze pracuję w klubie, w którym są duże wymagania.