Po niedzielnym zwycięstwie nad Śląskiem we Wrocławiu ekipa Lecha Poznań ma na swoim koncie komplet zdobytych punktów w trzech ligowych potyczkach. Gra Kolejorza jednak nie rozpieszczała i w dużej mierze to dzięki nieskuteczności rywala udało się wrócić do Poznania z trzema oczkami. – Ten mecz nie wyglądał tak jak byśmy chcieli. To my chcemy prowadzić grę, utrzymywać się przy piłce i stwarzać sytuacje bramkowe. Wiadomo jednak, że nie każdy mecz będzie przebiegał tak jak chcemy. Męczyliśmy obrońców Śląska długo, aż w końcu coś wpadło do siatki. Cieszymy się bardzo, że po bardzo ciężkim spotkaniu i z trudnego terenu wywozimy 3 punkty – powiedział po meczu pomocnik Lecha, Tomasz Cywka.
Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego przeciwko Kolejorzowi aż 15 razy znajdowali się na pozycji spalonej. Co ciekawe – aż czterokrotnie trafiali do siatki będąc w momencie podania za linią obrony Lecha, przez co ich trafienia zostały przez sędziego Daniela Stefańskiego nieuznane. – Nie spotkałem się nigdy z taką sytuacją, by drużyna w jednym meczu strzelała aż 4 gole ze spalonych. Trenujemy jednak grę wysoko linią obrony. Pokazuje to jednak, że o ile w grze do przodu są jeszcze rezerwy to defensywa funkcjonuje bardzo dobrze. To cieszy, bo gdy nic nie stracimy z tyłu to zawsze coś się uda strzelić – dodał były zawodnik Wisły Kraków. – Nie myśleliśmy jeszcze o meczu z Genk. Teraz jesteśmy już po meczu ligowym, więc czeka nas analiza i przygotowania do meczu w pucharze – zakończył swoją wypowiedź Cywka.