Andrzej Dawidziuk jest uznaną postacią w świecie golkiperów. To on odpowiada za wyszkolenie chociażby Łukasza Fabiańskiego. Współpracował z reprezentacją Polski, a ostatnio odpowiada za szkolenie młodych bramkarzy w MSP Szamotuły. – Nie można po jednej błędnej interwencji zmieniać bramkarza – mówi w rozmowie z LechNews.pl.
W czwartkowym meczu Kotorowski ułatwił zadanie rywalom, wypluwając przed siebie piłkę. Wiele osób twierdzi, że w tej sytuacji popełnił błąd. Pana zdaniem również?
Cały ten mecz obfitował w niezliczoną ilość błędów, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Często tak bywa, że jeśli ktoś robi błędy indywidualne to one są przyczyną porażek. Natomiast nie chciałbym na łamach mediów oceniać Krzyśka, tego czy to był błąd czy nie. Na pewno bramkarz, który nie utrzyma piłki po interwencji może czuć się w jakiś sposób odpowiedzialny za to, że nie udało się powstrzymać przeciwnika. Tak też się stało. Była to piłka z pozoru bardzo łatwa, natomiast z punktu widzenia bramkarza dość niewygodna, dlatego, że piłka, która leciała z dość dużym impetem została wyhamowana przez rykoszet, Krzysiek musiał więc skorygować szybko swoją reakcję i ona prawdopodobnie była przyczyną tego, że nie udało się mu jej utrzymać w rękach.
Jednak wcześniej pojawiło się kilka błędnych interwencji, począwszy od stałego fragmentu gry…
Zgadza się, musimy pamiętać, że to nie tylko problem Kotorowskiego, strzał był z pola karnego, nie do końca dobra była jego asekuracja. Nie można mówić, że to tylko jego błąd. Jeśli ktoś patrzy przez pryzmat tej interwencji to znajdzie błąd. Sądzę, że Krzysiek też zdaje sobie sprawę z tego, że w takiej sytuacji wielokrotnie zachowywał się inaczej. W piłce jest jednak coś takiego, gdzie pozostawiasz 10 procent na nieprzewidywalność, gdzie rykoszet spowodował, że piłka poleciała inaczej, niż się bramkarz tego spodziewał.
Czy takie interwencje mogą mieć wpływ na pewność interwencji bramkarza?
Nie wydarzyło się tutaj nic co mogłoby Krzyśka zdołować. To doświadczony bramkarz. Nie wydarzyło się nic, po czym musiałby długo się podnosić. Ja nie widzę tutaj żadnego upadku, po prostu zespół przegrał, czy stracił bramki, może w ten sposób, po dwóch indywidualnych błędach. Lech gra już nowe spotkania i na to powinny być ukierunkowane myśli. Na to zespół Lecha ma wpływ, na to, co zdarzyło się ostatnio już nie.
Trener jest zwolennikiem zmian bramkarza po takich interwencjach? Franciszkowi Smudzie zdarzało się często żonglować tą pozycją…
Jose Mari Bakero jest doświadczonym trenerem i dobrze wie, co powinien zrobić. Patrząc na to z boku, jako kibic nigdy nie byłem zwolennikiem żonglerki bramkarzami. Nie sądzę, że nakładanie kolejnej presji na bramkarzy przyniesie odpowiedni skutek. Jeśli patrzymy na to z takiej perspektywy to co mecz zespół powinien grać w innym składzie, albo każdy może znaleźć u siebie jakieś niedociągnięcia. Nie można po jednej błędnej interwencji zmieniać bramkarza, przez pryzmat jednej interwencji. Jednak Bakero powinien wiedzieć, co dla zespołu jest najlepsze.
Odpowiada Pan za trening młodych bramkarzy MSP Szamotuły. Od początku roku ta drużyna podjęła współpracę z Lechem. Do dobry kierunek rozwoju mistrza Polski?
Od września okres był rozruchu, a dopiero teraz nawiązaliśmy współpracę z Lechem. Różnica polega na tym, że MSP zachowało nadal swoją osobowość prawną. To podmiot działający na zasadzie spółki. Mamy jednego właściciela, program szkolenia jest ujednolicany, a teraz pracujemy nad wkomponowaniem MSP w struktury organizacyjne Lecha Poznań. Myślę, że zaprocentuje to w postaci tego, że większa grupa zawodników z MSP zasili Lecha i nie będzie musiała wyjeżdżać z Wielkopolski, nie będzie zasilała potencjalnych konkurentów, a będą trafiać do nas.
Czy można się spodziewać za jakiś czas kilku ciekawych golkiperów, którzy będą pukać do Lecha?
Wierzę, że nie będą to tylko bramkarze, ale także zawodnicy z pola, pokroju Rybusa czy Pawłowskiego. Są to zawodnicy, którzy byli w MSP i tego typu piłkarzy również mamy. Pierwszym ruchem to transfer trzech zawodników z MSP to drużyny Młodej Ekstraklasy, z czego jeden z nich Tomek Kowalczuk znalazł uznanie w oczach Jose Mari Bakero i miał zaszczyt trenować z pierwszym zespołem na zgrupowaniu w Turcji. Myślę, że to początku owocnej współpracy.