– Jestem dzieckiem Łazarza, tam zaczynałem grać w piłkę. W okresie okupacji grywaliśmy na Rynku Łazarskim. Tam wyłowił nas trener Brodka, który był poławiaczem pereł. Dzięki niemu trafiłem do Lecha – wspominał na spotkaniu z kibicami Lecha Janusz Gogolewski.
Ten 81-letni dzisiaj mężczyzna w barwach „Kolejorza” występował na przestrzeni ponad 15 lat. – W drużynie znalazłem się dość przypadkowo, bo Białas w pewnym momencie dowiedział się, że jest ciężko chory i nie mógł dać sobie rady wydolnościowo. Brakowało zawodnika do spotkania ligowego, a ja miałem 16 lat i trafiłem do zespołu. Występ mi się udał i zacząłem grać, po cztery-pięć meczów w sezonie. Byłem juniorem i tam przede wszystkim grywałem – mówił Lechita.
Swoją przygodę z futbolem rozpoczął jeszcze w czasach wojny. – Od ulicy Traugutta do Dębca były łąki, przez nikogo niezamieszkane i ram graliśmy w piłkę. W trakcie wojny gonili nas Niemcy. Później graliśmy na Rynku Łazarskim, a po wojnie na plac przed Palmiarnią. Tam był świetny trawnik, dozorca nas wypędzał, ale i tak wracaliśmy – opowiadał Janusz Gogolewski.
Z uśmiechem na twarzy wspominał czasy wojny.- Wtedy na Rynku Łazarskim graliśmy w piłkę. Dużo osób przychodziło nas oglądać, a Niemcy nas kasowali. W każdą niedzielę między 9 a 10 musieliśmy zgłaszać się na posterunek na Berwińskiego i czyścić motory. Sprawiało to nam przyjemność, bo Niemcy nie mogli sobie z nami poradzić. I tak wracaliśmy grać w piłkę – mówił nestor.
Lechita dużo uwagi na spotkaniu z kibicami poświęcił organizacji wyjazdów, a także otoczce związanej z meczami. – Na mecze jeździliśmy pociągiem, mieliśmy zarezerwowane wagony, a później zafundowano nam salonkę, gdzie były nawet miejsca do leżenia. Jeździliśmy całymi rodzinami, atmosfera była bardzo dobra. Na mecze klub zafundował nam walizki, każdy z nas taką dostał, do której szatniarz pakował buty i strój. Ten sprzęt przynosiło się na trening i doprowadzano do porządku – opowiadał.
„Nunuś” w 1953 roku trafił do Legii Warszawa. Miał także krótki epizod w Śląsku Wrocław – Na mocy rozkazu ministra obrony narodowej zostałem wcielony do służby, a stamtąd od razu oddelegowano mnie do Legii, która trenowała wtedy w Jeleniej Górze. Przyszło mi grać przeciwko naszej drużynie. Nie chciałem, ale trener powiedział, że mam się pokazać – wspominał Lechita. – W Warszawie poznałem także swoją małżonkę, to był największy pozytyw tego wyjazdu – dodał.
W czasach jego gry dla Lecha Poznań wyróżniającą się postacią był Florian Wojciechowski. – Lewoskrzydłowy, podobny do Messiego. Niski. Ludzie przychodzili na mecze oglądać Florka w akcji – mówił Janusz Gogolewski. – W ogóle to mieliśmy dobrych piłkarzy: Słoma, Sobkowiak, Karbowiak, Skromny, Paczkowski, Gołębiewski, Ławniczak, Wróblewski. Lech w ogóle miał szczęście do bramkarzy – opowiadał.