– Pytania będziecie mieli do trenera gospodarzy – przyznał na zakończenie konferencji prasowej trener Podbeskidzia Bielsko-Biała, Robert Kasperczyk. Pytań jest wiele, ale co z tego, skoro opiekun „Kolejorza” na proste pytanie nie potrafi odpowiedzieć. Trudno przyznać, czy to sposób na chowanie głowy w piasek, czy nieumiejętność zrozumienia prostych zdań.
Zacznijmy jednak od początku. Panie trenerze, każdy mecz jest ciężki, bez względu na to, kto jest rywalem. Każdy przeciwnik jest także inny, ale o tym wie nawet laik futbolu.
Drużyna, która przez ostatnie kilka lat opierała swoją siłę na skrzydłach i na nich konstruowała największe zagrożenie, dzisiaj ich w ogóle nie posiada, a wystawianie na lewej pomocy Štilicia, to optyczne złudzenie. W rzeczywistości Lech gra pięcioma zawodnikami w środku pola, a mimo to pojawia się tam dość duża dziura, którą bezwzględnie potrafią wykorzystać rywale.
W kolejnych meczach szkoleniowiec z duża łatwością wystawiał zawodników na nowych i nieznanych dla nich pozycjach, przez co czują się oni źle i zadania, jakie zostały im nakreślone, nie mają prawa być dobrze realizowane. Zresztą, gdy w następnym meczu zostaną desygnowani do występu w innym sektorze boiska ich zadania będą też zgoła inne. O kłopoty w takiej sytuacji nie trudno.
Innym problemem, jakiego nie trudno nie zauważyć jest zmiana Semira Štilica. Po spotkaniu ze Śląskiem pomocnik Lecha powiedział: – Gram albo 90 minut albo mnie wcale. Dość odważne sformułowanie, które należy potraktować jako skrót myślowy. Wiadomo, co Bośniak miał na myśli. Pomocnik „Kolejorza” jest piłkarzem nietuzinkowym, który jednym zagraniem potrafi przesądzić o wyniku meczu. Gdyby został zdjęty z boiska w meczu z Jagiellonią zapewne mielibyśmy przynajmniej dwa punkty mniej.
Pytań o grę Lecha jest wiele, ale ich zadawanie naczelnemu opiekunowi Lecha, mija się z celem. Nie odpowie on na nie, nie rozwieje naszych wątpliwości. A ja? Również nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć tego, co dzieje się na boisku.
Nie potrzeba także wielkiej matematyki, aby zauważyć, że po przyjściu Bakero do Lecha, zespół i owszem, awansował na wyższe miejsce w lidze, ale i strata punktowa do Wisły powiększyła się o zaledwie… siedem punktów.
Trener naważył piwa i powinien je teraz wypić. A że goryczki jest w tym przypadku dużo, to nie będzie to lekkie zadanie. José czeka teraz trudne zadanie. A my? Nie możemy niestety zrobić nic.