“Ja na szynach” — Prezes Wiary Lecha: “Kibicom Lecha brakuje spontaniczności” cz.1
Drugi wywiad z cyklu “Ja na szynach” przeprowadziliśmy z Pawłem Piestrzyńskim- prezesem Drużyny Wiary Lecha, szefem WL Ligi i jednym z nas — kibolem. — Wiele osób chce, żebyśmy usiedli na trybunach, klaskali po ładnej akcji, jak marionetki- zauważa Piestrzyński.
Karol Jaroni, Michał Szymandera: Gdybyś mógł siebie krótko opisać, to co byś o sobie powiedział?
- Przede wszystkim jestem kibicem Lecha Poznań. Kibolem, dla którego Lech jest częścią życia. Zajmuję się Drużyną Kibiców Lecha, która gra w A‑klasie, może niedługo w okręgówce. Mam też do czynienia z ligą piłkarską kibiców Lecha. Jeżdżę na mecze wyjazdowe, jestem obecny na wszystkich spotkaniach domowych. Można mnie nazwać kibicem, który jest dość mocno związany z Lechem Poznań.
Jaka jest definicja kibola?
- Kibol to osoba zaangażowana, której klub jest częścią życia. Angażuje się w różnego rodzaju akcje, żeby ten klub promować. Taka osoba pokazuje, że kibicowanie to naprawdę fajna rzecz. Z tego można czerpać same pozytywy, musi się tylko chcieć.
Coraz częściej mówi się jednak, że kibol to określenie negatywne
- Dla mediów może to jest i negatywna rzecz, dla nas — Wielkopolan — jest to bardzo pozytywne określenie. Przecież w naszej poznańskiej gwarze kibol to inaczej kibic.
Jesteś dumny z bycia kibolem?
- Zdecydowanie. Wiele lat się przeżyło i nie żałuję ani jednej minuty w całym moim życiu kibicowskim. Jestem szczęśliwy z tego, co udało się osiągnąć, mam nadzieję, że uda się jeszcze więcej.
Młodym ludziom potrzebne są wartości, których uczy piłka nożna i kibicowanie?
- Zupełnie inaczej rozmawia się z młodą osobą zaangażowaną kibicowsko, a inaczej z taką, która nigdy nie była na meczu, nigdy nie zaznała atmosfery trybun, dla której celem jest cotygodniowa impreza. Zupełnie inny świat.
Kibice zawsze będą postrzegani w złym świetle w społeczeństwie? Odczułeś kiedyś niechęć kogoś z zewnątrz środowiska?
- Z różnymi osobami mam styczność, nie tylko na poziomie koleżeńskim. Gry organizuję WL Ligę rozmawiam z dyrektorami szkół, z rodzicami dzieciaków, które grają w Duszyczkach. Nie odczułem nigdy niechęci. Myślę, że ludzie nie są negatywnie do kibiców nastawieni. W złym świetle pokazują nas tylko media. Oni nie potrafią mówić o dobrych rzeczach, które kibice robią. Podłapują tylko incydenty, które często są podkoloryzowane, dlatego taki jest obraz kibica. Wielokrotnie pomagaliśmy w domach dziecka, w szpitalach. Dzieci, jak tylko nas widziały, to uśmiech był od ucha do ucha.
Co najbardziej szkodzi kibicowi?
- Coraz mniej swobody na stadionach. Pełny monitoring, kontrola osobista, zakazy. To odpycha wielu ludzi od przyjścia na mecz. Mówienie o zakazach. Wiele osób chce, żebyśmy usiedli na trybunach, klaskali po ładnej akcji, jak marionetki.
Zbigniew Boniek może to zmienić? Wiele razy wypowiadał się, że chciałby np. pirotechnikę na stadionach.
- Niech najpierw poczyni jakieś konkretne kroki, wtedy będzie można go rozliczyć. To, że powie to w dwóch, trzech wywiadach o niczym nie świadczy. Dużo było osób, które obiecywały, a jak przychodziło, co do czego, to umywały ręce.
Liczysz swoje mecze wyjazdowe?
- Nie liczę, po prostu wspieram swoją drużynę. Nigdy nie miałem parcia na liczenie, na zbieranie biletów z wyjazdów. Wspieram Lecha, jeżdżę z kolegami z DWL, Fyrtla Północ i to jest dla mnie najważniejsze.
Twój najlepszy wyjazd?
- Wyjazd do Chorzowa w 2010 roku. Nie lubię tam jeździć, ale wtedy wyprzedziliśmy Wisłę o jeden punkt. W ostatniej minucie się zdarzył cud, nie tylko w Chorzowie, ale i Krakowie. Na sektorze było szaleństwo, powrót też był rewelacyjny. Jeden z wyjazdów, które są w TOP 5. Wiele przyjemności sprawił mi też wyjazd do Trójmiasta z DWL. Rozegraliśmy tam sparing z KP Gdynia, wspieraliśmy Arkę, a potem byliśmy obecni na meczu z Lechią.
Mecze domowe różnią się od tych wyjazdowych?
- Zdecydowanie się różnią. Ja chodzę na mecze od ponad 20 lat i zupełnie inaczej człowiek postrzegał trybuny przy Bułgarskiej jak był stary stadion. Wtedy była zupełnie inna atmosfera. Teraz jest duży stadion, jest zupełnie inaczej. Jak ktoś ma 16 czy 17 lat to dla niego ta atmosfera jest niesamowita, a ja w jego wieku przeżywałem zupełnie cos innego. Dla mnie nie ma klimatu starego stadionu, ja byłem do niego za bardzo przywiązany i nie potrafię się do tego nowego przekonać. Nie potrafię tego przeskoczyć i mam wspomnienia głównie ze starym stadionem. Cały klimat trzymają jeszcze wyjazdy, które zastępują mi te mecze z dawnych lat, ale tez widzę już sporą różnicę.
Czego brakuje kibicom Lecha?
- Spontaniczności w meczach u siebie.
Jesteś kojarzony głównie z DWL. Opowiedz jak to się zaczęło.
- Trzynaście lat temu stworzyłem drużynę, która zrzeszała kibiców Lecha, mieszkających na północy miasta. W między czasie, do 2009 roku powstała Drużyna Wiary Lecha, którą organizował Mariusz Serwa, członek Wiary Lecha. Nasze drogi się połączyły podczas turnieju charytatywnego, tam złapaliśmy kontakt i postanowiliśmy połączyć siły, bo byłoby bez sensu, gdyby w Poznaniu istniały dwa odrębne kluby złożone z kibiców. Połączyliśmy to i nazwaliśmy Drużyną Wiary Lecha. Tak to się wszystko zaczęło. W 2011 roku wystartowaliśmy w Pucharze Polski. Amatorska piłka już nam nie wystarczała i postanowiliśmy spróbować swoich sił na dużym boisku.
Zaczynaliście z trenerem Kustoniem?
- Na dużym boisku tak. To jest osoba, która jest z północnej części Poznania, znało ją też dwóch kibiców. Oni dali mi sygnał, że jest osoba, która chciałaby poprowadzić drużynę w Pucharze Polski i tym sposobem jest z nami od samego początku. Były wzloty i upadki, ale trener jest z nami już cztery lata i dużo razem osiągnęliśmy.
Jakie były założenie DWL na samym początku istnienia?
- To miała być jednorazowa zabawa, myśleliśmy, ze będziemy co roku występować w Pucharze Polski, a się okazało że osiągnęliśmy coś więcej – wystartowaliśmy w rozgrywkach B‑Klasy. Nie mieliśmy żadnych planów, chcieliśmy po prostu grać dobre mecze, żeby ta przygoda z Pucharem trwała jak najdłużej. Później dopiero stwierdziliśmy, że możemy wystartować w B‑Klasie. Ówczesny prezes dał nam zielone światło i poszliśmy za ciosem.
Jakie macie plany na przyszłość?
- Przede wszystkim chcemy awansować do Okręgówki. Będzie ciężko, gdybyśmy chcieli się zatrzymać na tym poziomie rozgrywek. Musimy też zdobyć sponsora, który pomoże nam iść do przodu, bo wszyscy wiemy, że pieniądze są potrzebne. Mam nadzieję, że takiego kogoś uda się znaleźć. Jesteśmy zespołem najbardziej rozpoznawalnym w niższych ligach i liczymy, że ktoś się zgłosi. Nawet jak to się nie uda, to jakoś sobie poradzimy.
Głównymi funduszami są składki członkowskie?
- Tak, to jest nasz główny zastrzyk gotówki, mamy miesięczne składki członków. Są też osoby prywatne, które przeznaczają jakieś sumy na naszą działalność. Ostatnio finansowaliśmy się ze sprzedaży płyt „Definicji Kibol 2”. Nie ukrywam, że pieniądze się pomału kończą i musimy sobie w niedalekiej przyszłości z tym poradzić.
Wzięliście udział w STS Mundial i udało tam się wygrać z pierwszą drużyną Kolejorza. Nie chcielibyście z nimi zagrać meczu na dużym boisku?
- Chcielibyśmy zagrać, ale nie zgodzi się na to zapewne klub. My nigdy nie wyszliśmy z taką propozycją, ale wiemy jaka będzie odpowiedź. Wtedy udało się to zorganizować dzięki STS i zagrać mecz pokazowy. Wygraliśmy go, ale wystąpić na większym boisku raczej by się nie zgodzili.
W zeszłym roku graliście przy Bułgarskiej nie z Lechem, a z Concordią. Mecz o taką stawkę, a na dodatek na takim stadionie.
- Niektórzy mówią, że mogliśmy zagrać na sztucznej murawie, bo może byśmy wygrali i awansowali. Z perspektywy czasu mimo wszystko to była dla nas taka lekcja pokory, że to jeszcze nie jest ten czas, by awansować. Trzeba się zgrać, bo szybkie awanse też mogą dla nas nie być dobre. Nie wiem jakby było, gdybyśmy awansowali do Okręgówki, może po pół roku też byśmy walczyli o czołówkę. Udało nam się zagrać na Bułgarskiej, spełniliśmy swoje marzenia, ale przegraliśmy. Przyczyną naszej porażki było boisko, straciliśmy bramkę w fatalnych okolicznościach, w 93. minucie i nie awansowaliśmy. Teraz jesteśmy już gotowi na Okręgówkę, mamy szeroki skład, trener ma w czym wybierać i jesteśmy w pełni przygotowani na awans, a wsparcie kibiców na pewno bardzo nam w tym pomoże.
Waszym celem w tym sezonie jest awans?
- Chcemy awansować, ale zdajemy sobie sprawę, że może nam się to nie udać, bo wiosną różne zespoły zaczęły atakować. Np. Gniezno w B‑Klasie wygrało sześć meczów i awansowało z pierwszego miejsca. Nie wiadomo czy taki zespół nie wyrośnie nam jako główny rywal w tym sezonie, tym bardziej, że jest tylko jedno miejsce, które daje awans. Na pewno drużyna nie zostanie rozwiązana, jeśli po raz kolejny nie uda nam się tego zrobić. Jesteśmy na pierwszym miejscu z przewagą trzech punktów, nic tylko grać o awans.
Jakie jest dalekosiężne marzenie DWL?
- Na razie Okręgówka, później będzie już ciężej bo czwarta liga to wyższy poziom organizacyjny. W Poznaniu nie ma boiska, które sprzyjałoby wymogom i musielibyśmy szukać gdzieś poza miastem. Skupiamy się na Okręgówce , bo chcemy się tam utrzymać, a trzecia, czwarta liga to jest plan na kolejnych pięć, dziesięć lat.
Możesz przytoczyć jakieś zabawne sytuacje związane z DWL?
- Pierwszy mecz bez kierownika, Łukasza Mowlika. Jechaliśmy do Zalasewa, ja musiałem przejąć obowiązki Łukasza i 20 minut przed samym meczem, gdy pisałem skład, zorientowałem się, że nie ma kart zdrowia potrzebnych do tego, by rozpocząć mecz. Miałem 20 minut, by wrócić do domu i je przywieźć. Poprosiłem sędziego, aby ten mecz opóźnił albo zaczekał, a on na szczęście się zgodził. Taką rzeczą jest też wpuszczanie Kuby Nowaka na rzuty karne, z którymi zawsze mamy problemy, co potwierdziło się w kilku ważniejszych meczach. Z Concordią nie trafiliśmy jednego, z Jarosławcem w Pucharze Polski dwóch. Ostatnio nasz Joker zaraz po wejściu na boisko te karne wykorzystywał. Zobaczymy czy trener skorzysta z jego usług w rundzie wiosennej.
Jak bardzo kluczowym zawodnikiem jest Jakub Nowak?
- Bardzo ważnym zawodnikiem jest w szatni. Na boisku to jest solidny piłkarz, który zostawia dużo serca. Naprawdę jemu nie można nic zarzucić, gra na swoim bardzo dobrym poziomie. Dużo robi w defensywie i wykonuje solidną pracę, ale też jest super duszą towarzystwa w szatni i pewnym egzekutorem rzutów karnych.
Napisz do autorów na Twitterze: