Przed niedzielnym meczem z gdańszczanami, niespodziewanymi kandydatami do spadku, warto poszukać przyczyn takiej postawy biało-zielonych.
Zespół ze stolicy Pomorza od kilku sezonów uważany był za drużynę z potencjałem, która systematycznie, jeśli nie biła się o puchary, to krzyżowała szyki najsilniejszym w prostej drodze na podium. Obecny sezon przyniósł jednak diametralną różnicę dla kibiców Lechii. Pięć kolejek przed końcem zespół ma już tylko dwa punkty przewagi nad przedostatnim Łódzkim Klubem Sportowym i znajduje się w coraz gorszym położeniu.
Sezon 2011/2012 dla Gdańszczan zaczął się bardzo dobrze. 14 sierpnia otworzono PGE Arenę i to właśnie tam Lechia zdobyła pierwsze punkty w tym sezonie po remisie z Cracovią 1:1. Jednak to wszystkie pozytywne aspekty obecnego sezonu. Zespół poza wygraną z Wisłą na jesień nie pokazuje nic ciekawego, z meczu na mecz grając coraz gorzej.
W listopadzie ubiegłego roku nie pomogła zmiana trenera. Związanego od dłuższego czasu z zespołem Tomasza Kafarskiego zastąpił Rafał Ulatowski. Razem z Kafarskim z Gdańska odszedł też obecny asystent trenera Mariusza Rumaka, Jerzy Cyrak. Ulatowski na ławce trenerskiej miejsce zagrzał dokładnie miesiąc i pięć dni, zaliczając trzy porażki i jedno zwycięstwo. Następcą byłego asystenta Leo Benhakkera został Paweł Janas. Jak na razie wyraźnego sygnału z stolicy Pomorza o poprawie nie widać, choć sam trener Janas po przegranej z Zagłębiem Lubin w ostatniej kolejce cieszy się, bowiem widzi coraz lepszą grę swoich podopiecznych.
Z pośród wszystkich kandydatów do spadku to właśnie Lechia ma najtrudniejszy terminarz ostatnich pięciu kolejek. Lechiści poza najbliższym spotkaniem w Poznaniu na PGE Arenie ugoszczą pewnie kroczącą po tytuł Legie Warszawa i, mimo że w kryzysie, jednak nadal silny wrocławski Śląsk. O punkty powalczą również w Łodzi i Chorzowie. Tacy przeciwnicy stawiają Gdańszczan w trudnej sytuacji, ale pretensje mogą kierować tylko do siebie nie strzelając gola Zagłębiu czy zaskakująco przegrywając z beniaminkiem z Bielsko-Białej.
Nieco karykaturalnie, mając w perspektywie możliwy spadek do I ligi, wygląda sprawa nowego stadionu. Obiekt otwierany z rozmachem, mimo że budowany z myślą o Euro, miał zapełniać się kibicami w biało-zielonych szalikach na meczach rodzimej Ekstraklasy. Lechia może zostać jedynym pierwszoligowcem z tak pokaźnym stadionem, na którym zmieściłoby się około siedemnastu wsi rozmiarów Stróż wraz z senatorem Pisu psioczącym na sędziego.
Jeśli działacze czy sami piłkarze nie chcą, aby za rok taka atmosfera panowała przy Pokoleń Lechii Gdańsk, gdzie znajduje się obiekt, muszą szybko wymyślić jakiś plan ratunkowy i modlić się, aby ŁKS z Cracovią nie dostały wiatru w żagle na ostatniej prostej.