W Bielsku-Białej dało się wyczuć atmosferę święta, wydarzenia wyjątkowego i ponadprzeciętnego. I takim zresztą był wczorajszy mecz pomiędzy miejscowym Podbeskidziem, a Lechem. Jednak tym razem nie o samym spotkaniu. Warto trochę pomówić o tym, co działo się na trybunach Stadionu Miejskiego przy Rychlińskiego.
Pierwsi sympatycy gospodarzy na obiekcie pojawili się już 3 godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Z upływem czasu ich liczba znacznie wzrosła, a wokół stadionu trwała sprzedaż okolicznościowych szali, które cieszyły się dużym zainteresowaniem miejscowych.
Dla nich ten mecz był nie lada gratką. Do grającego na zapleczu Ekstraklasy przyjechał mistrz Polski, który jeszcze nie tak dawno rywalizował z europejskimi tuzami: Juventusem Turyn czy Manchesterem City. – W Bielsku na takie mecze kiedyś czekało się kilka lat, a teraz proszę… Niedawno przyjechała Wisła, teraz Lech – mówili fani gospodarzy.
Zarówno zawodnicy gospodarzy, jak i gości, wychodząc na rozgrzewkę zostali przywitani gromkimi brawami. Przed wejściem na plac gry piłkarzy z głośników obiektu rozbrzmiał motyw filmowy znany z „Janosika”. Po chwili pojawił się doping, który przede wszystkim prowadzono na trybunie widocznej podczas transmisji telewizyjnej. Trybuna główna włączała się w niego okazjonalnie, oklaskując przede wszystkim udane akcje gospodarzy.
Gdy zegar wskazywał godzinę 20 trybuny były już wypełnione, a nad tą zajmowaną przez najbardziej zagorzałych fanów Podbeskidzia pojawił się okazjonalny transparent: Nie ważne jak wyjdziemy z tej bitwy, jesteśmy czarnym koniem pucharowej gonitwy.
Od samego początku meczu na trybunach panowała nerwowa atmosfera. – Tutaj, na stadionie w Bielsku, rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki – jeszcze przed rozpoczęciem meczu zapowiedział spiker, który przez cały mecz prowadził dialog z kibicami.- Tu tworzy się dzieje bielskiego futbolu, więc głośno i z kulturką – namawiał fanów Podbeskidzia spiker.
I póki mecz układał się po myśli miejscowych na trybunach było kulturalnie. Często dało oklaskiwano piłkarzy po dobrych akcjach. Od czasu do czasu kibiców irytował Manuel Arboleda oraz boiskowe cwaniactwo zawodników Lecha, do którego na zapleczu Ekstraklasy kibice nie są przyzwyczajeni.
Jednak nie tylko im puszczały nerwy. Za dwie porywcze decyzje z boiska został usunięty Adam Cieśliński. Nie zgodził się on z decyzją sędziego dotyczącą podyktowania rzutu rożnej w doliczonym czasie gry. Podobne reakcje zaobserwować można było na trybunach. Fani Podbeskidzia nie potrafili zaakceptować tego, że arbiter główny nakazał grę od bramki Krzysztofowi Kotorowskiemu. Chwilę później Lech przeprowadził akcję, po której padła bramka na 2:3 i mecz zakończył się.
– Judasze, judasze! Złodzieje, złodzieje – krzyczeli sympatycy futbolu, którzy nie mogli uwierzyć w to, że ich zespół w niespełna 20 minut przegrał finał Pucharu Polski o ostatecznie odpadł z rozgrywek. – Co to za mistrz Polski, jak mu sędzia co chwilę pomaga! – wołali do schodzących z boiska piłkarzy „Kolejorza”.
Takiej atmosfery na stadionach w Ekstraklasie już raczej nie znajdziemy. Zresztą obiekt w Bielsku-Białej jest niewielkich rozmiarów i otoczka wokół meczów jest zgoła inna, niż na nowszych obiektach w Polsce. Władze klubu zapowiadają jednak, że w 2013 roku zakończy się modernizacja obiektu, na którym ma występować drużyna zmierzająca aktualnie do Ekstraklasy.