Łukasz Teodorczyk jest niemal pewnym kandydatem do gry w dzisiejszym meczu Lecha. Mamy w kadrze jeszcze dwóch zawodnikow – Kowanckiego i Formellę, ale oni najprawdopodobniej usiądą na ławce.
Po „Teo” cudów się nie spodziewam. Jesienią strzelił kilka bramek, ale to nie oznacza, że i na wiosnę będzie mu się udawało to przynajmniej tak często jak w piewszej części sezonu.
Już przed spotkaniem ze Śląskiem można przewidzieć ewentualne tłumaczenia związane ze słabą grą Teodorczyka. No bo pojechał na kadrę, zmienił strefę czasową, nie trenował z Lechem. Poza tym w Hiszpanii był kontuzjowany i nie występował w sparingach tak często jak powinien.
Prawda jest taka, że on nie ma w tej chwili żadnej konkurencji. W Lechu nie zagra już Ślusarski, kontuzjowany jest Ubiparip, a wspomnieni wcześniej nastolatkowie nie są większym zagrożeniem dla „Teo”. Jasne mają papiery na granie, ale obaj na jesień w pierwszym zespole zagrali ok. 30 minut, a to pokazuje świetnie jakie jest ich znaczenie dla drużyny.
„Teo” ma w meczu ze Śląskiem okazję pokazać, że jest inaczej. Jednak jego gra nie napawa optymizmem. To cały czas ten sam zawodnik, który ma więcej szczęścia, niż rozumu. Powinien też zrozumieć, że w Lechu złapał kontrakt życia i jeśli przez kolejne lata swojego kontraktu będzie grał tak samo jak teraz, to nie ma co liczyć na sportowy awans.
Dzisiaj ze Śląskiem Teo może albo potwierdzić, że kadra i kontuzja mu przeszkodziły albo miło mnie zaskoczyć. Niech weźmie przykład z Kowalczyk – albo wygram albo zdechnę. Niestety piłkarzom bliżej do sformułowania albo wygram albo przegram.