Wiele zarzuca się napastnikom Kolejorza, że nie strzelają goli, lecz niewiele dobrego można też powiedzieć o obronie mistrza Polski.
Poznaniacy bramkę stracili już w pierwszej minucie spotkania. W dotychczasowych dwunastu kolejkach bramkarze Kolejorza aż 21 razy musieli wyciągać piłkę z siatki. – Po raz kolejny bardzo źle zaczęliśmy spotkanie. Straciliśmy bramkę już w pierwszej minucie, przez co później graliśmy nerwowo, nie potrafiliśmy konstruować akcji. Dużo strat, niedokładności. Dopiero po bramce na 0:2 zaczęliśmy normalnie funkcjonować, utrzymywać się przy piłce, stwarzać sobie sytuacje. Bramka na 1:2 zdecydowanie dodała nam otuchy – przyznaje po spotkaniu Marcin Kamiński.
Jeszcze przed przerwą podopieczni trenera Jana Urbana zdobyli kontaktową bramkę, co dało promyk nadziei w walce o punkty w całym mecz. – Po przerwie mieliśmy przewagę na boisku, Ruch może jakiś strzał oddał, ale były to próby zza pola karnego, które nawet nie zagroziły naszej bramce. Tak powinien wyglądać cały mecz w naszym wykonaniu, tym bardziej, że gramy w Poznaniu i każdy dobrze sobie z daje sprawę, czego od nas się oczekuje – zaznacza stoper Kolejorza.
Wiele bramek poznaniacy tracili po stałych fragmentach gry. W spotkaniu z Ruchem dwa gole strzelone przez Mariusza Stępińskiego padły po rzucie wolnym. – Nie chcę oceniać tego na gorąco, trzeba spokojnie zobaczyć, jak to wyglądało. Dwa razy napastnik się urwał, wygrał pozycję i strzelił bramkę. Nie wiem dokładnie, kto był winowajcą, chociaż teraz najłatwiejsze byłoby wskazać palcem i skrytykować. Zdajemy sobie sprawę, że przy stałych fragmentach broni cała drużyna, a nie tylko jeden zawodnik – ocenia Kamiński.
„Kamyk” zdobył bramkę, dając mistrzowi Polski jeden punkt w spotkaniu. Aż trudno uwierzyć w to, że Lech w tym sezonie wpisał się na listę strzelców zaledwie dziesięć razy. – Tam był ogromny kocioł, piłka odbiła się raz, drugi, trzeci. Łukasz ją prowadził i chciał sobie wyłożyć do uderzenia. Wyłożył, został sfaulowany i nagle okazało się, że piłka jest niczyja. Spadła gdzieś w mojej okolicy i musiałem to wykończyć – kończy.