Marcin Kamiński jeszcze przed startem rozgrywek ligowych stracił miejsce w podstawowym składzie Lecha Poznań. Jego miejsce na środku defensywy zajął Manuel Arboleda. „Kamyk” w trzech kolejnych meczach ligowych nie pojawił się na boisku, jednak w ostatnim już się pojawił. Jak sam przyznaje pomogło mu w tym zgrupowanie reprezentacji młodzieżowej.
Brzmi to nieco przezornie. Młodzi piłkarze mają problemy z grą w młodzieżówce. Nie wynikają one trudności otrzymania powołania na zgrupowanie czy występu w meczu kadry młodzieżowej, jednak o liczbę powołań i zgrupowań. Dla młodych piłkarzy są one nieco kłopotliwe – tracą bowiem czas, który mogliby wykorzystać w klubie na podnoszenie swoich umiejętności.
Łatwiej robić to w klubie, gdzie rywalizuje się ze starszymi, bardziej doświadczonymi kolegami. Tam też przede wszystkim, pod okiem trenera pierwszego zespołu, który to właśnie decyduje o grze w wyjściowym składzie drużyny czy nawet kwalifikacji do meczowej osiemnastki.
W przypadku Marcina Kamińskiego było jednak inaczej. Tym razem, gdy stracił miejsce w składzie Lecha, otrzymał powołanie nie do seniorskiej reprezentacji, jak dotychczas, ale do młodzieżówki. Wystąpił w dwóch meczach – przegranym z Rosją i zremisowanym z Portugalią, ale po powrocie do klubu zdradził, że te spotkania bardzo mu się przydały. Pomogły wrócić do formy meczowej, złapać ją.
Wrócił do Poznania i od razu wskoczył do wyjściowej jedenastki. Wykorzystał co prawda fakt, że przemęczony po dalekiej podróży był Luis Henriquez i zagrał na lewej stronie defensywy, ale w przeciągu półtorej tygodnia wystąpił w trzech spotkaniach. A przez wcześniejsze trzy nie zagrał ani minuty.
W tym sezonie „Kamyk” wystąpił w 7 meczach. Łącznie zagrał 660 minut. Z kolei Lech zagrał do tej pory 11 spotkań, w których można było zagrać 1020 minut. Najbliżej tego wyniku jest Luis Henriquez, który wystąpił we wszystkich meczach – łącznie 938 minut.