– Dzisiaj mam w głowie swoją grę i nie jestem z niej zadowolony. Drużyna miała sytuacje, ciężko mi oceniać, bo przegraliśmy. Nie można wychwalać nikogo, bo przegraliśmy. Przyjechaliśmy wygrać, nie zrobiliśmy tego – mówił zaraz po zakończeniu spotkania Krzysztof Kotorowski. W wywiadzie o meczu, sytuacji Lecha, także dlaczego można być optymistycznie nastawionym do tego sezonu.
Dawno nie zdarzyło się Tobie, aby stracić trzy gole w jakimś meczu. Przypominasz sobie takie spotkanie?
– To samo pomyślałem w szatni. Bardzo mi przykro, że straciliśmy trzy bramki. Ostatnio chyba zdarzyło się to w Turynie. Jestem zawiedziony swoją postawą, bo nie pomogłem drużynie w żadnym momencie. Nie ma, co zrzucać winy, to sport zespoły, ale nic nie zrobiłem. Przy trzeciej bramce, nie ma, co dyskutować.
Co się stało przy tych bramkach? Każda z nich padła w bardzo dziwny sposób.
– Hubert chciał przedłużyć głową i trafił Ćwielong nie wiem czym. Druga bramka dziwna. Dwie piłki, które zawodnicy gonili. Nie chcę na gorąco też oceniać, bo inaczej wygląda to w trakcie meczu, inaczej w telewizji. Tej bramki mogliśmy uniknąć. Druga sprawa, że to co trafili wpadło do bramki, a nawet więcej. My mieliśmy słupek, poprzeczkę i dobre sytuacje, które obronił Kelemen. Szczęście, nieszczęście, ale nie można nikogo obwiniać. Śląsk chyba niezasłużenie wygrał, bo stworzył dwie sytuacje, zdobył trzy gole.
Przy drugiej bramce Marcin Kamiński był bliski wybicia piłki…
– Tak, dokładnie. Później dowiedziałem się, że to był Kamyk (Marcin Kamiński – przyp. red.). On starał się ratować sytuację wślizgiem, trochę mnie to zdezorientowało. Madej też uderzył kąśliwie. Nie chce oceniać, być może mogłem to sparować.
Trzeci gol?
– Tutaj nie ma dyskusji. Wybiegłem na dwudziesty metr. Chciałem zagrać do Wojtkowiaka, bo widziałem kątem oka, że tam stoi. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie widziałem Diaza, bo stało przede mną dwóch zawodników. On – cwaniak wyskoczył przed nich, przejął piłkę. Mogłem ją wybijać na aut.
Teraz byś to zrobił?
– Tak, zdecydowanie. Chciałbym zagrać dokładnie. Koniec tematu. Pewnie: mogłem ją wybić, przyjąć. Zrobiłem najgorzej, jak mogłem.
Trener na konferencji po meczu powiedział, że straty bramek przyjmuje na siebie, bo to on podjął decyzję o wystawieniu Ciebie na pozycji bramkarza. Jak to skomentujesz?
– Miło ze strony trenera, ale nie ukrywam, że nie pomogłem drużynie, a ona tego potrzebowała. Po to się stoi na bramce, żeby coś obronić. Trzeci gol był „gwoździem do trumny”, on nas podłamał. Nie wiem, czy miała to wpływ na wynik końcowy.
Obawiasz się, że ten mecz może Ciebie kosztować miejsce w bramce?
– Nie ukrywam, że przeszło mi to przez głowę. Każdy czeka na swoją szansę, ja dzisiaj się nie popisałem. Na miejscu Jasmina też zacierałbym ręce, bo musi być gotowy do gry. Co się zdarzy w tygodniu, zobaczymy.
Można odnieść wrażenie, że gdy Lech traci bramkę, to nie udaje mu się odrobić strat, a rywale to wykorzystują i zdobywają kolejne gole…
– Z tych meczów tak wynika, ale obiektywnie trzeba powiedzieć, że Śląsk miał dużo szczęścia. Rudnev miał poprzeczkę, bramkarz leciał w długi róg, dostał by strzał w światło bramki i nie miałby nic do powiedzenia. Za chwilę oni strzelają kolanem. Zagraliśmy dobrze, mieliśmy sytuacje. Muraś fajnie uderzył. Kelemen miał dużo szczęścia, ja go nie miałem.
Trener powiedział również, że w jego odczuciu było to najlepsze spotkanie Lecha, które ten rozegrał w tym sezonie. Zgodzisz się z tym?
– Dzisiaj mam w głowie swoją grę i nie jestem z niej zadowolony. Drużyna miała sytuacje, ciężko mi oceniać, bo przegraliśmy. Nie można wychwalać nikogo, bo przegraliśmy. Przyjechaliśmy wygrać, nie zrobiliśmy tego.
Sytuacja Lecha w tabeli ulega powoli zmianie. Do czwartej kolejki byliście liderem, później przegraliśmy dwa mecze i po zwycięstwie awansowaliśmy na pozycję wicelidera. Teraz kolejna porażka, jednak tym razem spadek będzie kosztował zespół więcej pozycji. To chyba trudna sytuacja, trudniejsza od kontrolowania sytuacji z pozycji lidera…
– To są dwa różne aspekty. Możemy długo rozmawiać, Jedni wolą gonić inni uciekać. Sami spowodowaliśmy tę sytuację, bo wcześniej przegraliśmy dwa mecze, teraz ze Śląskiem. Ta przewaga jest jednego meczu, więc dużo jeszcze się wydarzy.
Na pocieszenie można powiedzieć, że w sezonie mistrzowskim ostatnia porażka zespołowi przydarzyła się w 9. kolejce. Później nie było już żadnej…
– Biorę to w ciemno. Jestem nastawiony optymistycznie. Nie chcę stawiać żadnych deklaracji, ale wierze, że ten sezon będzie należał do Lecha.