W 24. kolejce Ekstraklasy Lech Poznań przegrał u siebie z Jagiellonią Białystok (0:2). Na szpicy „Poznańskiej Lokomotywy” przez 78 minut występował 19-letni Dawid Kownacki, który sam skrytykował niedzielną postawę zespołu – Martwi, że nie stworzyliśmy sobie wielu dobrych sytuacji. W każdym meczu, nawet z Podbeskidziem, te sytuacje były, a dzisiaj ich zabrakło – komentował po meczu podopieczny trenera Jana Urbana.
Do straty pierwszej bramki Lech prowadził grę, a Jagiellonia ustawiła się do przeprowadzania kontrataków. Po jednym z nich już w 20. minucie padła bramka otwierająca wynik spotkania – Zaczęliśmy obiecująco i dobrze graliśmy w piłkę. Nadzialiśmy się jednak sytuację rywali po naszym błędzie. Piłka za długo wisiała w powietrzu i powinniśmy się lepiej ustawić, a przede wszystkim ją wybić. Czekaliśmy i Jagiellonia strzeliła nam gola – Druga bramka również była kuriozalna, bo padła z rzutu karnego po wątpliwym faulu Linettego na Burlidze – Po stracie pierwszej bramki przyszedł karny, którego w ogóle nie było i to ustawiło mecz, bo w drugiej połowie Jagiellonia ustawiła się na własnej połowie i było trudno dostać się w ich pole karne. Zabrakło dośrodkowań i pomysłu – przyznał młody napastnik Kolejorza.
Dawid Kownacki przyznaje, że lechitom zabrakło determinacji w najważniejszej fazie ataku i być może to było powodem jedynie jednego celnego strzału na bramkę „Jagi” w całym spotkaniu – Być może powinniśmy atakować pole karne większą ilością osób. Wiadomo, że w polu karnym może się wszystko wydarzyć. Ktoś się może pomylić, poślizgnąć i wtedy musi ktoś tam być i to wykorzystać. My nie daliśmy dzisiaj nawet szans przeciwnikowi na pomyłkę. Czasem jak nie idzie trzeba samemu wywrzeć presję na przeciwniku, żeby to on się pomylił. –
Tymczasem częściej mylili się lechici. Na osiemnaście uderzeń na bramkę Bartłomieja Drągowskiego, a raczej w jej okolice, tylko strzał Darko Jevticia z 90. minuty znalazł się w świetle bramki, lecz został obroniony bez większych problemów. Być może wynikało to z tego, że grający na pozycji napastnika Kownacki otrzymał w całym spotkaniu najmniej podań (mniej piłek dostał grający 18 minut Gergo Lovrencsics) – Nie mam żalu do kolegów, że mi nie dogrywali. Na początku próbowaliśmy dośrodkowań i dwa razy doszedłem do piłki, ale uderzałem praktycznie z 16. metra, więc ciężko było trafić. Rywale naprawdę dobrze się bronili i trudno było przedostać się środkiem boiska. Dlatego szukaliśmy na boku, ale zabrakło pomysłu – wyjaśnia „Kownaś”.
Często bywało również tak, że Szymon Pawłowski decydował się na zagranie do Kownackiego, lecz wyraźnie brakowało między nimi komunikacji i zrozumienia – Takie są sytuacje boiskowe, nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co zrobi kolega, bo nie jesteśmy w jego głowie. Ja zrobiłem taki ruch, Szymek zagrał gdzieś indziej. Kwestia nieporozumienia, taka jest piłka nożna. On miał inny pomysł, ja miałem inny i to się zdarza. –
Przed meczem z Górnikiem Zabrze zespół mistrzów Polski okupuje ósmą pozycję, ale od dziesiątej Lechii ma tylko dwa punkty więcej. Najbliższy rywal Kolejorza walczy o odbicie się od ligowego dna i musi zrobić to jak najszybciej, by mieć jeszcze szanse na utrzymanie w lidze – Nikt się przed nami nie położy i zdajemy sobie z tego sprawę. Musimy naprawić nasze błędy, bo zostało już naprawdę mało czasu. Przede wszystkim musimy sobie stwarzać sytuacje i za wszelką cenę wygrać ten mecz. Trzeba wywieść stamtąd trzy punkty, bo robi się gorąco, a tabela spłaszcza. Drużyny za nami nas gonią, a my chcieliśmy walczyć o czołówkę – komentuje Kownacki.
Jedyny zdrowy napastnik Kolejorza wspomniał również o błędach w grze ofensywnej, które miały zostać wyeliminowane podczas okresu przygotowawczego. Tymczasem widzieliśmy, że wystarczy cofnąć się na własną połowę i zagęścić środek pola, by Lech nie miał nic do powiedzenia – Fakt, dzisiaj nie mieliśmy pomysłu, ale to nie znaczy, że każdy mecz będzie tak wyglądał. Niejednokrotnie pokazaliśmy, że przeciwnik się cofa, a my wciąż potrafimy stworzyć sobie sytuacje i je wykorzystywać. Dzisiaj ich nie było i na pewno gra w ofensywie na dzisiaj jest do poprawy. Możemy się teraz spodziewać, że przeciwnik będzie się cofał. Każdy wie, że jesteśmy dobrą drużyną i mamy spory potencjał, musimy tylko teraz ten potencjał sprzedać na miarę własnych możliwości – tłumaczy.
W obliczu wciąż niesprawnego do gry Marcina Robaka i kontuzjowanego Nickiego Bille, Dawid Kownacki został sam na polu bitwy o miejsce w pierwszym składzie na pozycji napastnika. Trener Jan Urban zapewniał, że będzie szukał alternatywy, bo „Kownaś” takiej serii meczów może nie wytrzymać, ale sam zainteresowany wydaje się nie narzekać – Robię swoje, wykonuję swoją pracę w stu procentach i chcę dawać od siebie jak najwięcej to co potrafię. To jest dla mnie najważniejsze. Nie skupiam się na tym, czy jest Nicki, czy nie ma. Teraz ja mam swoją szansę i okazję i chcę grać jak najlepiej z korzyścią dla drużyny – kończy Kownacki, który ma przed sobą jeszcze co najmniej 2 tygodnie braku konkurencji na pozycji numer „9”.