Jeszcze nie tak dawno temu mówiło się, że Lech Poznań bramkarzami stoi. I nie chodzi nawet o tych występujących w pierwszym zespole „Kolejorza”, ale młodych i perspektywicznych, którzy za jakiś czas mieli przejąć schedę po doświadczonym Krzysztofie Kotorowskim, a być może i Jasminie Buriciu. Czy jednak na pewno tak się stanie?
Czasy, w których nad bramkarzami Lecha czuwał Andrzej Dawidziuk na pewien czas odeszły w zapomnienie. W tej chwili trudno powiedzieć czy obecny trener bramkarzy reprezentacji Waldemara Fornalika wróci jeszcze do Poznania w tej roli. Na razie jednak koncentruje się na pracy z najlepszymi polskimi, zdaniem selekcjonera, golkiperami.
Wracając do Lecha. Poniekąd to właśnie wspomniany Andrzej Dawidziuk stał za wieloma decyzjami związanymi z młodymi bramkarzami, którzy pojawiali się w Lechu, a to za sprawą szkoły piłkarskiej w Szamotułach. To właśnie ona swego czasu znana był z wychowania kilku dobrej klasy bramkarzy. Lech podpisał z nią umowę i kolejni mieli trafiać do stolicy Wielkopolski.
Już wcześniej jednak bramkarzem „Kolejorza” został Gerard Bieszczad, który był niezwykle utalentowanym zawodnikiem. Związany z Lechem od dłuższego czasu był również dobrze zapowiadający się Przemysław Frąckowiak. Później zaczęli spływać kolejni – Dawid Smug, blisko Lech była nawet brat Łukasza Fabiańskiego, Aleksander. Ostatnio Aleksander Wandzel i Jakub Miszczuk, lecz Ci to bramkarze raczej wątpliwej jakości.
Jeszcze rok temu trudno było powiedzieć ilu bramkarzy miał Lech. Sześciu, siedmiu. Nie sposób było ich zliczyć. Lech jednak nadal w nich inwestował, lecz w pewnym momencie porozsyłani na wypożyczenia bramkarze zaczęli szukać większej stabilizacji, niż zmiana klubu, co rundę bądź sezon.
Dzisiaj w stolicy Wielkopolski po większości z nich pozostało wspomnienie. Gerard Bieszczad lada moment ma związać się umową z Wisłą, Dawid Smug po wypożyczeniu do GKS-u Bełchatów trafił do młodzieżowego zespołu Interu Mediolan. Arkadiusz Fabiański w zasadzie od samego początku chciał grać w seniorskiej piłce i wylądował gdzieś w trzeciej albo czwartej lidze. Przemysław Frąckowiak nadal jest zawodnikiem Lecha, lecz po wypożyczeniu do Włoch trafił do Unii Swarzędz.
Z Lecha odszedł już Jakub Miszczuk, a został jedynie Aleksander Wandzel. Bramkarz, znany głównie z tego, że jest synem Macieja, szanowanego w polskiej piłce człowieka. Z nim jest jednak pewien problem. To człowiek z Warszawy, który wcześniej występował w Legii i przy lepszej okazji pewnie będzie chciał wrócić na Łazienkowską. Pozostał jedynie Przemysław Frąckowiak, ale ten z wycieczki do Włoch wrócił mocno zapuszczony. Pod względem wagi, umiejętności. I rok na Półwyspie Apenińskim raczej niewiele mu pomógł.
Jakiś czas temu mieliśmy nadzieję na to, że jesteśmy wstanie wychować sobie dobrego bramkarza. Dzisiaj te nadzieje, to jednak bardziej wspomnienia, a w Poznaniu znów szukamy kolejnych utalentowanych. Tym razem jednak bardziej lojalnych, którzy zgodzą się na czekanie przez kilka lat na swoją szansę w pierwszym zespole. Ewentualnie możemy im zaproponować wypożyczenie na trzeciej ligi. Pytanie, czy kogoś takiego znajdziemy.