Dla Lecha mecz z Podbeskidziem miał być spacerkiem. Na papierze spotkania czwartej z przedostatnia drużyną ligi tak powinny właśnie wyglądać. Kiedy Lech objął prowadzenie, to kwestią czasu powinny być kolejne gole. Nic bardziej złudnego. Gol padł, ale dla Podbeskidzia, które wyrównało. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się gola zdobył Możdżeń.
Na ofensywne ustawienie w meczu przeciwko Podbeskidziu zdecydował się Mariusz Rumak. Na ławce usiadł tylko jeden ofensywny zawodnik. Lechici od początku kontrolowali przebieg meczu, a już w 2. Minucie mogli prowadzić, gdy podanie w pole karne Claasena uderzeniem obok słupka wykończył Kownacki.
Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, ale nie mieli pomysł na to jak sforsować defensywę przedostatniego zespołu ligi. Ten z kolei mógł dość niespodziewanie objąć prowadzenie, kiedy Stąporski znalazł się w sytuacji sam na sam, a tę uratował Wołąkiewicz. To właśnie kapitan Lecha kilka minut później pewnie wykorzystał rzut karny, po którym „Kolejorz” objął prowadzenie. Faulowany w polu karnym był Kownacki, którego nieprzepisowo powstrzymywał Pietrasiak.
Po przerwie nie minęły dwie minuty a Lech powinien prowadzić 2:0. Teodorczyk podał do niepilnowanego Douglasa, który strzelił… Panu Bogu w okno. Role w drugiej połowie się jednak odwróciły i to goście częściej atakowali, a podopieczni Rumaka starali się wychodzić kontratakami. Te mogłyby być zabójczo skuteczne, ale brakowali dokładności, pomysłu i skuteczności.
Podbeskidzie w końcu dopięło swego, ale w najmniej spodziewany sposób. W środku pola dali się ograć Hamalainen i Linetty, a z ponad 30 metrów uderzył Pietruszka. W tej sytuacji niewiele do powiedzenia miał Gostomski, który stał za daleko od bramki i nie był wstanie zareagować na strzał obrońcy przedostatniego zespołu ligi.
Kibice Lecha myśleli o tym jak ponownie wyjść na prowadzenie, a tym razem dość niespodziewanie Podbeskidzie miało kolejną sytuację. Sam na sam z Gostomski znalazł się Malinowski, ale trafił prosto w bramkarza Lecha i uchronił ten zespół przed jeszcze większą kompromitacją. Chwilę później po drugiej stronie boiska dośrodkowanie Douglasa wykończył Teodorczyk, a piłka trafiła w poprzeczkę.
Lech mógł, a nawet powinien objąć prowadzenie w 82. minucie spotkania. Dwukrotnie pokonać Zajaca próbował Lovrencics, ale trafiała w bramkarza gości. Chwilę później po rzucie rożnym bliski zdobycia gola była Kamiński, ale piłka nieznacznie minęła bramkę Podbeskidzia. W doliczonym czasie gry faulowany przed polem karnym był Formella, a gola z rzutu wolnego zdobył Możdżeń i Lech wygrał niespodziewanie to spotkanie.
LECH POZNAŃ – PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA 2:1
BRAMKI: `31 Wołąkiewicz (k), `95 Możdżeń – `63 Pietruszka
Żółte kartki: Wołąkiewicz, Henriquez, Hamalainen – Sokołowski, Sloboda
LECH: Gostomski – Możdżeń, Wołąkiewicz, Kamiński, Douglas (75. Henriquez) – Lovrencics, Linetty, Hamalainen, Claasen (58. Formella) – Kownacki – Teodorczyk
PODBESKIDZIE: Zajac – Górkiewicz (75. Kupczak), Pietrasiak, Telichowski, Kwame – Sokołowski, Sloboda, Iwański, Pietruszka – Stąporski (61. Błażek) – Bartlewski
Widzów: 18 923