Po wygranej Legii Warszawa w sobotę, piłkarze Lecha Poznań aby utrzymać dystans czterech punktów do lidera musieli wygrać z Zagłębiem Lubin. Spotkanie nie rozpoczęło się dla nich najlepiej, bo już w 5. minucie po fatalnym błędzie Buricia przegrywali 0:1. Udało im się jednak przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę. Gole strzelali Lovrencics, Hamalainen i Reiss.
Lech od pierwszego gwizdka sędziego próbował przenieść rozgrywanie piłki na połowę rywala i już w pierwszych akcjach poznaniacy byli bliscy strzelenia gola, gdy w 3. minucie na wysokości linii pola karnego piłka trafiła do Lovrencsicsa. Ten jednak kopnął ją wprost w bramkarza. Gliwa bez większych problemów złapał futbolówkę, a lubinianie ruszyli z kontrą. Po błędzie defensywy Kolejorza piłkę przejął Papadopulos, ale jego strzał okazał się niegroźny, bo piłka trafiła w Buricia.
W 5. minucie w zamieszaniu pod bramką Lecha dobrze ustawiony był Pawłowski, który oddał strzał w stronę bramki. Poznański golkiper chcąc wybić piłkę, zrobił to tak nieszczęśliwie, że futbolówka wpadła do siatki. Na odpowiedź Lecha kibice nie musieli czekać długo. Murawski podał piłkę do Hamalainena, który puścił ją pod nogami do Gergo, a ten pewnym strzałem pokonał bramkarza i tym samym w 15. minucie doprowadził do wyrównania. Lechici zwolnili trochę tempo rozgrywania piłki, ale cały czas szukali okazji do strzelenia bramki i taka sytuacja nadarzyła się w 31. minucie. Po dobrym podaniu futbolówka trafiła do Hamalainena, który z dystansu oddał silny strzał na bramkę Gliwy. Zaskoczony bramkarz nie miał szans na wybicie piłki.
Drugi gol zdecydowanie uskrzydlił poznaniaków, którym udało się przenieść rozgrywanie piłki na połowę Zagłębia. Niewiele brakowało, żeby Lech zdobył kolejne bramki po strzałach z dystansu Ceesaya i Ślusarskiego. Na szczególna uwagę zasługiwała akcja tego drugiego, który umiejętnie minął dwóch obrońców z Lubina, a następnie uderzał na bramkę Gliwy.
W drugiej połowie tempo i atrakcyjność spotkania spadły. Zagłębie dążyło do odrobienia strat, a Lech starał się przede wszystkim bramki nie stracić. To jednak goście byli stroną dominującą, oni prowadzili grę i mieli swoje okazje na zdobycie gola. Bardzo groźnie było po okazji, w której gola mógł zdobyć Pawłowski, lecz na szczęście Lechitów nie trafił czysto w piłkę.
Podopieczni Mariusza Rumaka szukali swoich okazji do kontrataku, lecz w ofensywie brakowało dokładności. Jeszcze gorzej gra „Kolejorza” wyglądała po wejściu na boisko Teodorczyka, który był bezproduktywny. Lech nie specjalnie narzucał swoje tempo, ale też w ataku niewiele mu wychodziło.
Na szczęście mimo groźnie zapowiadających się akcji Zagłębia, dobrze funkcjonowała defensywa, w której pierwsze skrzypce grali Kamiński i Djurdjević, wyjaśniający niebezpieczne sytuacje pod bramką Buricia. A nawet, jeśli im się to nie udawało mogli liczyć na przychylność losu, jak choćby w 84. minucie, gdy fatalnie z znakomitej okazji spudłował Horvath. Trzy minuty później indolencję strzelecką pod obiema bramkami przerwał Reiss, który nie zwykł marnować takich sytuacji. 40-letni napastnik otrzymał od Możdżenia piłkę na szesnastym metrze i uderzył tuż obok słupka.
LECH POZNAŃ – ZAGŁĘBIE LUBIN 3:1
BRAMKI: `15 Lovrencics, `31 Hamalainen, `87 Reiss – `5 Pawłowski
Żółte kartki: Możdżeń, Trałka, Djurdjević – Bilek, Vidanov
LECH: Burić – Cessay, Kamiński, Djurdjević, Henriquez – Lovrencics, Murawski, Trałka, Ubiparip (59. Możdżeń) – Hamalainen (77. Reiss) – Ślusarski (59. Teodorczyk)
ZAGŁĘBIE: Gliwa – Cotra, Rymaniak (46. Horvat), Tunchev, Vidanov – Bilek, Błąd (74. Abwo), Jeż, Pawłowski – Rakowski (46. Hanzel) – Papadaopulos
Widzów: 24 139