– Chociażby Śląsk grał brzydko dla oka, a w każdym meczu zdobywał 1, albo 3 punkty, to dla mnie może grać tak cały czas – pisze specjalnie dla LechNews.pl, Aleksander Janik*, dziennikarz portalu SLASKnet.com, drugi spiker Śląska Wrocław, ale przede wszystkim kibic drużyny prowadzonej przez Oresta Lenczyka.
Kolega, który jest redaktorem tego serwisu poprosił mnie, żebym napisał tekst. Początkowo byłem niechętny – jak kibic Śląska może pisać coś na stronę Lecha? Przecież to absurd, tak się nie da – bo muszę zaznaczyć, że przede wszystkim jestem kibicem, a dopiero później dziennikarzem. Oczywiście mecz na Bułgarskiej będę oglądał z sektora gości i ten artykuł będzie nieco emocjonalny – nie spodziewajcie się w nim obiektywności. Śląsk to całe moje życie.
Kiedy wrocławską drużynę obejmował Orest Lenczyk miałem mieszane uczucia. Oczywiście musiałem dać trenerowi kredyt zaufania, musiał dać go każdy z kibiców, bo w klubie, oraz w tabeli działo się nienajlepiej. Co z tego, że Śląsk prowadzony przez Ryśka Tarasiewicza grał ładną dla oka piłkę, skoro przegrywał praktycznie mecz za meczem? Trenera zawieszono, a w jego miejsce przyszedł nestor polskich trenerów – jaki jest efekt jego pracy?
Śląsk Wrocław nie przegrał w lidze 12-tu meczów z kolei! Były to spotkania zarówno ładne dla oka (np. derby z Zagłębiem Lubin) jak i szczęśliwe dla wrocławian (mecz na Łazienkowskiej z Legią). Co zrobił Orest Lenczyk, że ci sami zawodnicy, jakimi dysponował Tarasiewicz grają teraz jak natchnieni? Ten człowiek ma jakiś dar – gdzie nie przyjdzie, tam jego drużyna gra o niebo lepiej. Przykłady z ostatnich lat: Bój do ostatniej kolejki z GKS-em Bełchatów o Mistrzostwo Polski w 2007 r., awans z Zagłębiem Lubin do Ekstraklasy, utrzymanie w lidze będącej w sporych tarapatach Cracovii. Teraz w Śląsku 12, a być może pierwszego kwietnia 13 spotkań bez porażki.
W tym momencie nie chciałbym innego trenera. Naprawdę – chociażby Śląsk grał brzydko dla oka, a w każdym meczu zdobywał 1, albo 3 punkty, to dla mnie może grać tak cały czas. Co dziwne – wrocławianie nie mają skutecznego napadu, a bramki zdobywa Przemek Kaźmierczak, którego nie lubi selekcjoner Smuda. Twierdzi on, że jest to zbyt „drewniany” piłkarz. Do tego w Śląsku jest masa kontuzji – Diaz, Wołczek, Spahić, Vukelja, rehabilitują się Łukasiewicz i Dudek, ale dla trenera to nic. Odkurzył zapominanego Dariusza Sztylkę, pozwolił Tadkowi Sosze z prawej obrony robić akcje zaczepne prawym skrzydłem, Sebastian Mila gra na swojej nominalnej pozycji, a obrońcy stanowią monolit nie do przejścia. Do tego będący w wybornej formie Marian Kelemen i mamy rozwiązanie – Śląsk… walczy o puchary.
Mogę to napisać z całą świadomością – sytuacja jaka jest w tabeli każdy widzi. Śląsk pokonał już na wyjeździe Legię, zremisował w Białymstoku z Jagiellonią (oszukał nas sędzia Małek, który podarował rywalom karnego z kapelusza) i bezbramkowo zremisował u siebie z Cracovią, gdzie wspaniałe zawody rozegrał były bramkarz Śląska – Wojciech Kaczmarek zapewniając Cracovii remis. Do tego trzeba dodać jesienne mecze , np. zmiażdżenie Górnika Zabrze 4-0, oraz debiut (drugi w karierze) Lenczyka w Śląsku i remis z faworyzowaną Wisłą w Krakowie. Puchary? Czemu nie! Najpierw jednak trzeba nie przegrać, a nawet wygrać w Poznaniu, bo mamy trenera, który mówi po polsku i potrafi psychologicznie wpłynąć na zawodników.
Autor jest dziennikarzem serwisu SLASKnet.com oraz drugim spikerem WKS Śląsk Wrocław.