Największym wygranym meczu z Widzewem Łódź jest zdecydowanie Mateusz Możdżeń. Chłopak nie tylko zdobył bramkę, asystował przy golu Hamalainena, ale też walczył za dwóch. Przypomniał o sobie stary, dobry „Możdżu”.
On sam też już po meczu mówił, że świadomość gry w pierwszym składzie jest dla niego bardzo ważna. – Wtedy gra się lepiej, bo pojawia się większa pewność siebie. Szczęście w nieszczęściu, że kontuzjowany był Alex. Wejście od początku dało mi dużego kopa, bo po to się trenuje, żeby wyjść w pierwszym składzie.
W ostatnich kilku miesiącach jednak grało mało. Po zawieszeniu związanym z jego faule w meczu z Lechią Gdańsk, borykał się z wieloma problemami. Przede wszystkim wypadł z rytmu meczowego i składu. Zimą nie wywalczył go sobie, bo w coraz lepszej formie byli Tonew i Lovrencics. Z kolei mecze Młodej Ekstraklasy się nie odbywały, z powodów opadów śniegu.
– Ja ciężko znoszę siedzenie na ławce. To odbija się na bliskich, bo nawet w codziennych sytuacjach się zagotuje, zdenerwuje niepotrzebnie. Daję z siebie wszystko na treningach, bo tu nie chodzi o mówienie w mediach i żalenie się, że się nie gra. Tylko na treningach można wywalczyć skład – mówi Możdżeń.
I nawet jeśli Tonew z powodu kontuzji nie zagrał, to Możdżeń skład wywalczył, bo był pierwszym wyborem Rumaka. A ten teraz ma spory problem. Bo Tonew jest rozpędzony, a Możdżeń się rozpędza. Ale kto narzeka na duży wybór?