Kibice Lecha od kilkunastu tygodni są wyjątkowo przeczuleni na punkcie transferów do Legii. Po tym jak pewien zawodnik zdecydował się z własnej woli na taki krok sympatycy „Kolejorza” niemal wymazali z pamięci jego grę w tym klubie. Dlatego też oczekują jasnych deklaracji od obecnych piłkarzy Lecha, że Ci do Legii nie przejdą.
W dzisiejszej rozmówce z portalem, którego nazwy nie wymieniamy, zadano pytanie o transfer do Legii obrońcy „Kolejorza”, Marcinowi Kamińskiego. Będzie lepiej jak ten fragment zacytujemy, więc:
Transfer do Legii – nigdy czy nigdy nie mów nigdy?
Nigdy nie mów nigdy.
Transfer Bereszyńskiego – gniew czy zrozumienie?
Zrozumienie. To mój przyjaciel i naprawdę, wszystko rozumiem.
Wyglądało to dokładnie tak. Trudno więc dziwić się kibicom Lecha, że źle zareagowali na tę wypowiedź. Pojawiły się zarzuty o brak autoryzacji, o brak szacunku do klubu. No bo przecież piłkarzowi nie wypada tak powiedzieć. Wydaje mi się jednak, że wypowiedź „Kamyka” dziwić nie powinna.
Historia Legionisty jest podobna do Kamińskiego. Obaj swoje pierwsze poważne kroki w seniorskiej piłce stawiali w Poznaniu. W Lechu debiutowali i tutaj zdobyli swoje premierowe bramki w Ekstraklasie. Jeden odszedł, a drugi znaczy w tym zespole coraz więcej. Zostawił sobie jednak furtkę. Zrobił to, czego jego przyjaciel nie potrafił.
Legionista całował herb Lecha, co szybko po transferze do Legii u wypomniano. Mówił o miłości do klubu. Ten transfer jest jednak owiany legendą, wiele jest tajemnic, wiele spraw, które trudno wyjaśnić i wytłumaczyć. Każdy mówi i twierdzi coś innego. „Kamyk” przede wszystkim herbu Lecha nie całował.
Warto jednak wziąć pod uwagę sposób przeprowadzania tej rozmowy. Krótkie pytanie, krótka odpowiedź. Pytanie celowo zadane temu akurat piłkarzowi. Legii nie bardzo się udało z Legionistą, który wielkich umiejętności piłkarskich nie posiada. Chcieliby jednak wprowadzić zamęt, podkradając ważnego zawodnika Lecha. Taki jest Kamiński, lecz spokojnie. To raczej nie ma prawa powodzenia.
Transfer Legionisty zwrócił nam uwagę na to, aby ważyć słowa. Nigdy nie mów nigdy, bo nie wiesz, co się wydarzy. O tym, który przeszedł, jeszcze jakiś czas temu myślałem, że będzie ostatnim, który na Łazienkowską trafi. A jednak. Dlatego uważaj na słowa.
W Warszawie chcą wprowadzić zamęt. Boleć ich będzie mistrzostwo zdobyte przez Lecha, więc z każdej strony będą atakować i starać się nam przeszkodzić. Niestety dla nich tylko jeden mecz gramy bezpośrednio ze sobą. Zabrać mogą więc nam tylko i aż trzy punkty. Można też zepsuć atmosferę. Próbować na wiele sposobów. Kochają Legię i trzeba to zrozumieć. Większe media i te zakompleksione portaliki, o których już kilka razy pisaliśmy.
Gdy Lech świetnie zainaugurował rundę wiosenną, wygrywając z Ruchem wysoko i przekonywająco, a Legia fatalnie zaczęła, to trzeba było znaleźć sposób na to, aby i ta znalazła się na okładce. Znaleziono kompromis. Bo to Legia miała być na „jedynce”. Nie ważne, jaki jest wydźwięk tej jedynki, ale trzeba promować stołeczny klub.
Wracając do Kamińskiego. Nigdy nie mów nigdy, nie oznacza, że teraz chciałbym to zrobić. „Kamyk” jest piłkarzem i na życie zarabiać musi. Wiadomo pensje piłkarzy są bardzo duże, ale nie trwają one długo. Gdy zostanie bez klubu, to nie będzie zastanawiał się nad tym, czy kibice Lecha obrażą się na niego za ten transfer. Priorytetem będzie dla niego, to żeby zarabiać. Dlatego też potrafię zrozumieć pozostawienie sobie takiej furtki. Od „nigdy nie mów nigdy” do „chcę przejść do Legii” jest daleka droga. „Nigdy nie mów nigdy” jest pozostawieniem sobie furtki.