Znamy już nazwisko pierwszego piłkarza, który wzmocni w tym roku Lecha Poznań. Na razie nie wiadomo czy Łukasz Teodorczyk zagra w „Kolejorzu” już na wiosnę czy na jego przyjście czekać będziemy musieli do lipca. Rozgorzała jednak dyskusja czy napastnik Polonii Warszawa to na pewno wzmocnienie ofensywy naszego zespołu.
Bo zapomnieliśmy już jak Bartek marnował sytuację za sytuacją, chociażby w meczu z Legią. W końcu na swoim koncie ma już osiem bramek w lidze, a żaden Polak nie może się po rundzie jesiennej poszczycić takim osiągnięciem. Rumak mówił, że do Lecha chce jedynie wzmocnień, czyli za takie uznaje właśnie swój najnowszy nabytek. To już wiemy i wypowiedź w radiu, telewizji czy na oficjalnej żadnym odkryciem nie będzie.
Przeczytamy, że cieszymy się z zawodnika i liczymy na to, że jak najszybciej będzie mógł stanowić o sile Lecha Poznań. Sam piłkarz przyzna, że wierzy, że u nas będzie mógł się rozwinąć, zagrać w pucharach i powalczyć o tytuł mistrza kraju. Znane i zużyte standardy wypowiedzi, które jednak w mediach muszą i się pojawią. Nudy.
Ciekawsze jest jednak to jak o transferze zaczęło mówić się już w chwilę po pierwszych informacjach o jego zrealizowaniu. Teodorczyk, który na liście Lecha był jednym z wyróżniających się zawodników, takim, o którym można było powiedzieć coś więcej, niż że jest Finem i gra w Szwecji. Kilka filmików i statystyk wyciągniętych z portali zagranicznych niewiele może powiedzieć o przydatności zawodnika do gry w „Kolejorzu”.
Gdy do Poznania przychodził Gergo, to po dwóch albo trzech meczach mówiono, że jest już gwiazdą i gdzieś przepadł. Zagubił się pomiędzy graniem w piłkę, a walką o transfer definitywny. Nie wiadomo czy tak samo nie będzie z Łukaszem, ale to na pewno gracz, który sprawdził się w polskiej lidze i pokazał, że ma umiejętności do tego, że stać się mocnym ogniwem ofensywy czołowego zespołu Ekstraklasy. O tym czy tak samo będzie w Poznaniu i czy nie rozczaruje zadecyduje jednak wiele czynników takich jak presja, oczekiwania, ale one pojawią się w przypadku każdego transferu, ponieważ jakikolwiek zawodnik, którego Lech zechce kupić spotka się z tymi problemami.
„Kolejorz” krezusem finansowym nie jest i ma pewne ograniczone możliwości. I nawet, jeśli by chciał, to nie może spełnić wszystkich warunków zawodników, których obserwuje, nawet gdy jest zdeterminowany do tego, aby kupić tych graczy. Pawłowskiemu mógłby zapłacić nawet 80 tysięcy miesięcznie, ale czy na pewno korzyści z tego transferu byłyby równo warta miesięczne utrzymanie tego gracza? A czy na pewno sprawdziłby się w Lechu? Tutaj jednak presja jest większa niż w Zagłębiu, gdzie spokojne miejsce w środku tabeli zadowoli wszystkich.
Teodorczyk to młody zawodnik, który posiada potencjał i ma papiery na granie. Czy mu się uda trudno powiedzieć, ale warto pamiętać, że podobnie wyglądały transfery do Lecha Lewandowskiego i Peszko. Obaj byli młodymi z potencjałem. Pewnie zaraz znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że było też kilku graczy, którzy się zmarnowali, jak Janek Zapotoka. Tylko, dlaczego Teodorczyk nie mógłby być równie skuteczny, co Lewandowski?
Czy musimy go w ogóle porównywać do Lewego czy Rudneva? Wszystkich kolejnych do ich poprzedników? Na razie, jeśli będzie grał w Poznaniu na wiosnę, to musi wywalczyć sobie miejsce w składzie, a o to musi walczyć z Bartkiem. Wielu jednak zapomniało jak krytykowany był jesienią nasz najskuteczniejszy zawodnik. Teraz skrytykować trzeba było Lecha, bo kupił zawodnika, który nie jest wzmocnieniem.