W niedzielnym meczu Lechowi w końcu udało się odpalić. Zaskoczył jednak trener, który zdecydował się zmienić ustawienie zespołu.
Mimo, że z pozoru wyglądało jak klasyczne i znane 4-4-1-1, to w praktyce Kasper zagrał na wysokości Pawłowskiego, który w tym meczu miał być rozgrywającym. Z kolei prawy obrońca, czyli Możdżeń, gdy Lech był przy piłce był często ustawiony na wysokości pomocników i wówczas graliśmy trzeba obrońcami.
– Myśl o takim ustawieniu pojawiła się już wcześniej. To nie moment na budowane koncepcji, bo Kasper w Djurgardens grał na pozycji defensywnego pomocnika. W ofensywie grał jednak na wysokości Pawłowskiego. Chciałem, żeby Szymek mniej biegał, niż na skrzydle, więc ustawiłem do w środku – przyznał trener.
Funkcję klasycznego defensywnego pomocnika pełnił Trałka. Zadanie miał trudne, bo Kasper był podwieszony pod Pawłowskiego i nie zawsze udawało mu się zdążyć za kontratakiem przeciwników. Dlatego też Trałka często musiał faulować. Ciężar tej gry brał również na siebie Możdżeń, który schodził do środka i przerywał akcje rywali.
To ustawienie można opisać wie jako 4-1-4-1, ale z przodu nie mieliśmy w pierwszej połowie napastnika. Teodorczyk zaliczył dużo strat i gdy schodził do środka, a na jego miejsca przechodzili Kasper i Szymek, to nie zdążyli dobiec na pozycję, a straciliśmy piłkę. Cały Teo.
Trochę lepiej to wyglądało ze Ślusarskim, który próbował się dłużej utrzymywać się przy piłce i brać na siebie ciężar gry, ale on potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby poczuć grę. W jego przypadku widać jednak, że za jakiś czas może to wyglądać naprawdę fajnie.