W 65. minucie wczorajszego spotkania w Gdańsku doszło do sporej kontrowersji z udziałem sędziego Gila. Arbiter prowadzący ten mecz nie uznał bramki zdobytej przez Ślusarskiego, która przy stanie 1:1 mocno wpłynęłaby na przebieg spotkania. To ostatecznie zakończyło się wygraną Lechii 2:0, ale…
Ślusarski dość nieoczekiwanie znalazł się w sytuacji sam na sam, po zagraniu Traore. Napastnik Lecha wpadł w pole karne i z dużym spokojem wykorzystał szansę na doprowadzenie do remisu. Arbiter dopatrzył się jednak przewinienia Arboledy na Traore, który futbolówkę zagrywał.
Naszym zdaniem faulu nie było. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na moment podania piłki przez zawodnika Lechii. W momencie, gdy ten na nie się decyduje Arboleda dopiero „doskakuje” do Traore, a więc nie ma żadnego wpływu na zagranie piłkarza rywala. Dopiero chwilę później dochodzi do kontaktu pomiędzy piłkarzami, jednak wtedy do przyjęcia piłki szykuje się już Ślusarski, ponieważ akcja toczy się już w innym sektorze boiska.
I nawet jeśli dochodzi do kontaktu pomiędzy piłkarzami, to nie wpływa on na przebieg akcji – to po pierwsze. Po drugie – widać, że Arboleda nie atakuje agresywnie Traore, a stara się „nie zrobić mu krzywdy”. Może patrzymy na to subiektywnie, z perspektywy kibiców Lecha, ale ta decyzja wydaje się być bardzo mocno kontrowersyjna. Pytanie jak mecz potoczyłby się, gdyby Lech wyrównał na 30 minut przed końcem meczu (sędzia doliczył 5 minut).
Drugą kwestią, którą można byłoby podjąć, to zachowanie Wiśniewskiego w przypadku faulu na Wołąkiewiczu. Niebezpieczny atak na głowę przeciwnika, w dodatku butami, powinien być karany nie żółtą, a czerwoną kartką. Ten faul miał pewien wpływ na przebieg gry. Wiśniewski swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem powinien osłabić Lechię, a osłabił Lecha.