Zbliżający się dwumecz Lecha Poznań ze Sportingiem Braga pozwala wielu ekspertom przywołać stastystyki, które w jakiś sposób mogą rzutować na rywalizację. Gdy przejrzymy historę pojedynków polsko-portugalskich, możemy dojść do wniosku, że Lech musi przełamać kilka niechlubnych pass polskich klubów.
Zagłębie Sosnowiec – Vitorię Setubal (1972/1973)
Po raz pierwszy do pojedynku polsko-portugalskiego doszło w sezonie 1972/73 – wtedy to Zagłębie Sosnowiec podejmowało Vitorię Setubal w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów.
Już pierwszy mecz pokazał miejsce w szeregu piłkarzom z Sosnowca – w Portugalii Vitoria zmiażdżyła 6:1 swojego przeciwnika. Bez najmniejszych nadziei na wyjście z 1/32 pucharu, Zagłębie jednak pokonało zawodników z Setubal 1:0. I było to jedyne zwycięstwo Polaków nad Portugalczykami w całej historii!
GKS Katowice – Benfica Lizbona (1993/1994)
Następny pojedynek odbył się dopiero 21 lat później, w sezonie 1993/94. Nie poszczęściło się GKS-owi Katowice, gdyż trafił na stołeczną Benficę. Tak jak ponad 20 lat wcześniej, Portugalczycy zaczynali dwumecz na swoim terenie i tak jak wtedy wygrali.
Niewiele jednak brakowalo do uzyskania w miarę korzystnego rezultatu – długo utrzymywał się bezbramkowy wynik, a jedyną bramkę w tym meczu strzelił Rui Aquas w 88. minucie. W reważnu mecz także był wyrównany, Górnicy nawet prowadzili po strzale Adama Kucza, ale GKS nie utrzymał długo wyniku – w 70 minucie wyrównał Paneira i mecz zakończył się wynikiem 1:1. Nie dało to oczywiście awansu do 1/8, ale na pewno był to wyrówany pojedynek.
ŁKS Łódź – FC Porto (1994/1995)
Sezon później, na tym samym etapie rozgrywek, ŁKS Łódź trafił na nieporównywalnie bardziej utytułowane FC Porto. Tak jak we wcześniejszych pojedynkach, Polacy na pierwszy mecz musieli pojechać do Portugalii i również nie przyniosło im to szczęścia.
Łódzki Klub Sportowy grał dobrze do momentu straty dwóch bramek, które padły dosłownie w przeciągu pięciu minut. Najpierw piłkę do bramki w 72. minucie skierował Domingos, a po pięciu minutach było już 2:0 – wynik podwyższył Rui Barros.
W reważnu ŁKS również przegrał, choć nieznacznie – 0:1 po bramce Ljubimko Drulovicia. Odpadnięcie z mistrzem Portugalii ujmy nie przynosi, zwłaszcza, że ŁKS nie był wtedy w Polsce potęgą. Dalej nie udawało się wyeliminować żadnej portugalskiej drużyny z pucharu, co po latach stanie się tradycją.
Ruch Chorzów – Benfica Lizbona (1996/1997)
Do kolejnych zmagań doszło po dwóch latach, po raz kolejny w 1/16 finału. Wtedy do na przeciwnika z Portugalii trafił Ruch Chorzów i była to, tak jak trzy lata wcześniej, Benfica Lizbona. Po raz kolejny szczęścia nie przyniosła portugalska ziemia, na której rozpoczynali dwumecz: zawodnicy Benfiki roznieśli Ruch 5:1.
Pierwsze trzy bramki spadły na Ruch znikąd: bramki Donizete w 25. minucie, Joao Pinto w 26. oraz Jamira w 32. minucie. Było już wtedy wiadomo, że fatum ciążące nad portugalskimi klubami nie zostanie przełamane. W 70. minucie do bramki chorzowian trafił jeszcze Valdo, ale chwilę później do portugalskiej bramki Dariusz Gęsior.
W 90. minucie wynik ustalił Valdo, ale w kontekście rewanżu nie miało to już wielkiego znaczenia, gdyż prawie niemożliwością byłoby odrobić taki wynik. Dwa tygodnie później w Chorzowie nie padły bramki, co po tak surowej lekcji futbolu, jaką dali zawodnicy Benfiki, było dobrą wiadomością.
Wisła Kraków – FC Porto (2000/2001)
Następny pojedynek odbył się już cztery lata później. Wisła, sponsorowana przez Bogusława Cupiała, trafiła na FC Porto. Szczęście Polakom miał przynieść pierwszy mecz na Błoniach, a nie jak to do tej pory bywało – w Portugalii. I rzeczywiście – pierwszy mecz wypadł całkiem dobrze.
Wisła nie dało sobie wbić bramki, ale sama też jej nie strzelilła i skończyło się na 0:0. Wystarczyło więc w rewanżu bramkowo zremisować, aby dostać się do kolejnej rundy. Niestety, zawodnicy Porto po raz kolejny dali lekcję Polakom – już w czwartej minucie bramkę strzelił Pena, w 61. minucie jeszcze podwyższył, a Wiślaków dobił w 90. minucie Dmitry Alenichev. Był to kolejny dwumecz potwierdzający regułę, że na własnym stadionie polskie kluby są groźniejsze, ale gdy przychodzi mecz wyjazdowy, przegrywają dosyć wyraźnie.
Polonia Warszawa – FC Porto (2002/2003)
W 1. rundzie Pucharu UEFA Polonia Warszawa trafiła na wyjątkowo pechowy dla polskich klubów, FC Porto. I po raz kolejny, zawodnicy Porto ukarcili Polonię. Tym razem aż sześcioma bramkami.
W 20. minucie do bramki trafił Litwin Edgaras Jankauskas, siedemnaście minut później podwyższył Derlei. W drugiej połowie Warszawiaków dobił Maniche (55. minuta) i ponownie Jankauskas. Ostatnie dwie bramki strzelił znany Helder Postiga, w 69. i 89. minucie.
Tak więc po raz kolejny pierwszy mecz zakończył wszelkie dyskusje o tym, kto przejdzie do dalszej rundy. Grając już na sporym luzie, zawodnicy Polonii niespodziewanie wygrali 2:0, po bramkach obecnego pomocnika Śląska Antoniego Łukasiewicza i Marcina Kusia. Była to zaledwie druga wygrana w portugalskim zespołem, a do tego najwyższa – ale co z tego, skoro zanotowali także najwyższą porażkę.
Wisła Kraków – Vitoria Guimaraes (2005/2006)
Ostatni pojedynek odbył się w sezonie 2005/06, kiedy to Wisła Kraków stanęła przed Vitorią Guimaraes. Mecz rozpoczął się niemalże tradycjnie w Portugalii, w Guimaraes. I tak jak to było zwykle, mecz zakończył się dla Wisły negatywnym wynikiem: bramki strzelił późniejszy piłkarz, a obecnie scout Wisły, Cleber, Mario Sergio oraz Benachour.
Również ucięło to jakiekolwiek inne możliwości poza awansem Vitorii, więc nie robiono sobie nadziei przez przyjazdem do Krakowa Portugalczyków. Zresztą w rewanżu Wiślacy również przegrali, po bramce Polaka Marka Saganowskiego w 82. minucie.
Patrząc na dotychczasowe zmagania polsko-portugalskie można dojść do wniosku, że Polacy zdecydowanie lepiej prezentowali się na swoim terenie, jednak nigdy nie wystarczyło to do awansu do kolejnej rundy. Zaledwie raz rywalizację z portugalskim klubem rozpoczynaliśmy na własnym obiekcie. Teraz tak samo będzie w przypadku „Kolejorza”.
Większość dwumeczów rozstrzygnięta była po pierwszym spotkaniu. Niepokojący jest także bilans bramkowy : polskie kluby strzeliły tylko pięć bramek i wszystkie były dziełem Polaków. Straciliśmy jednak aż 29 bramek, co jak na 14 rozzegranych meczów jest wynikiem zatrważającym!
Już niebawem Lech Poznań będzie miał szanse po raz pierwszy w historii wyeliminować portugalski klub z rozgrywek. Jednak dwie rzeczy świadczą na jego korzyść: Lech nigdy przedtem nie grał w eurpejskich pucharach z portugalskim klubem oraz rywalizację rozpoczyna na własnym stadionie. Nie powinno być wręcz źle, ale pamiętajmy, że statystyka statystyką, ale liczą się obecne umiejętności – a miejmy nadzieję, że te ma większe Lech.