Lech dyszący, a w zasadzie czołgający się po boisku. Bez sił na skonstruowanie akcji ofensywnej. Co więcej, grając przed własną publicznością, pozwolił rywalom zamknąć się na własnym polu karnym, doprowadzając do zagrożenia pod bramką Kotorowskiego. Takiego Lecha nie widzieliśmy dawno, bo nawet drużyna Zielińskiego, gdy przegrywała to stwarzała pozory gry ofensywnej i to ona prowadziła grę. W sobotę było inaczej.
Okazuje się, że winą takiej, a nie innej gry Lechitów był przykręcony przez Bakero kurek. – Mogłem dokręcić śrubę i ostrzej potrenować z zespołem nad motoryką – przyznał w sobotę po meczu trener “Kolejorza”. Zdaniem sztabu szkoleniowego poprzedni tydzień był najlepszym i jedynym momentem do tego, aby popracować przed pięcioma ostatnimi meczami.
W ostatnim czasie Lech grał spotkania, co trzy dni, co uniemożliwiało wcześniej trenerowi Zielińskiemu, a teraz Bakero przeprowadzenia zajęć motorycznych, a także taktycznych.– Mieliśmy tydzień mocniejszych treningów. To był okres, gdzie popracowaliśmy i powiedział, że to zaprocentuje pod koniec sezonu – zauważył Peszko. – W sobotę jednak momentami człapaliśmy się po boisku – dodał.
Przebywający w zeszłym tygodniu na zgrupowaniu reprezentacji Wojtkowiak także zauważył, że te zajęcia były inne on poprzednich. – Byłem na treningach reprezentacja, ale trener zapowiadał, że ten tydzień będzie chciał wykorzystać na specyficzne treningi i na pewno nie były one łatwe. Nie były to lekkie zajęcia – podkreślał “Dyzio”. – Trenujemy, nie wiem czy ciężko, ale robimy to także dlatego, żeby wytrzymać w dobrej kondycji – mówił Bosacki.
Piłkarzom Bakero dał w kość i trudno z optymizmem patrzeć na najbliższe mecze, mając na uwadze taką grę, jaką oglądaliśmy w sobotę, jednak może w tym tygodniu zawodnicy potrenują lżej i wrócą do dobrej kondycji, bo to właśnie jej najbardziej zabrakło w meczu z Polonią Bytom.