Cały rok zespoły grają w lidze o najwyższe lokaty, aby zakwalifikować się do kwalifikacji do europejskich pucharów. Lech to właśnie zrobił. Sezon jeszcze dobrze się nie zaczął, a my już z tych pucharów odpadliśmy.
Nie z jakimś wybitnym rywalem, który był wymagającą drużyną, a przeciętnym Żalgirisem. Zespołem, który w dwóch meczach nie pokazał naprawdę nic, dzięki czemu mógłby z optymizmem patrzeć w przyszłość. Trafił jednak na Lecha. Drużynę kompletnie bez formy.
Gdybyśmy trzy tygodnie temu wiedzieli, że „Kolejorz” wpadnie do sporego dołka, to na pewno nie patrzylibyśmy z takim opytmizmem na przyszłą rywalizację z Litwinami. Bo to drużyna, po której zespół Rumaka powinien się przejechać i jeszcze się obrócić, żeby zobaczyć czy nic jej się nie stało. Tak grzecznie i gościnnie.
A tymczasem było odwrotnie. To Lech otrzymał dwa razy policzek, z którego się nie potrafił otrząsnąć. To bolało nie tylko piłkarzy, sztab szkoleniowy, ale przede wszystkim kibiców.
Myślę jednak, że jeśli Lech jest w kryzysie i ma się tak jeszcze męczyć, to lepiej jest grać na dwa a nie trzy fronty i powalczyć z kryzysem. Mamy ligę, czeka nas Puchar Polski i sporo pracy, bo drużyna jest rozbita, nie ma atmosfery i jedyne co można zrobić to zaintonować cicho: „My wierzymy, tylko w KKS…”