Bartosz Bosacki to jeden z tych piłkarzy, który w Lechu spędził naprawdę sporo czasu. Gdyby zliczyć te wszystkie lata, gdzie Bosy reprezentował niebiesko-białe barwy, to zbierze się ich aż 13. W swojej karierze Bosacki zmieniał kolejowy herb na inny tylko dwa razy – z czego raz zdecydował się grać w Niemczech, gdzie spędził dwa sezony.
Bosacki urodził się 20 grudnia 1975 roku w Poznaniu. Swoją karierę rozpoczął w SKS 13 Poznań skąd w 1994 roku przeszedł do Lecha Poznań. W swoim pierwszym sezonie w Dumie Wielkopolski rozegrał tylko dwa mecze. Dopiero w sezonie 95/96 na dobre zadomowił się w Lechu i już jako jeden z podstawowych graczy rozegrał w sumie 26 spotkań. Przyglądając się statystyką Bosego, warto zwrócić uwagę na to, że przez większość swojej kariery nie strzelił więcej, niż jednej bramki w sezonie. Dopiero u kresu swojej przygody z piłką nożną udało mu się dwa razy – w sezonie 08/09 i 09/10 przełamać się i strzelić dwie bramki w sezonie. W sumie przez 19 sezonów do bramki rywala trafił 10 razy z czego aż 9 w barwach Lecha Poznań.
W latach 1998-2002 przeniósł się do Wronek. Podczas czteroletniego pobytu w tym klubie zdobył dwa razy Puchar Polski i raz Superpuchar. W 2002 roku, kiedy Lech awansował do I ligi, Bosacki wrócił do Poznania by na nowo rozpocząć walkę o trofea. W 2004 roku zdobył wraz z drużyną po ciężkim dwumeczu z Legią Puchar Polski, a później Superpuchar z Wisłą. Trenerem Lecha był wówczas Czesław Michniewicz, który po mniej więcej 10 latach od tego wydarzenia, gdy już nie był szkoleniowcem Lecha, a Jagiellonii bardzo chciał pozyskać Bosackiego do swojej drużyny.
Po zdobyciu PP i SP Bartek zdecydował się na przeprowadzkę do Niemiec, gdzie zaczął występować w 1.FC Nürnberg VfL. W ciągu dwóch sezonów rozegrał w sumie 17 spotkań. Podczas gry w Norymberdze na pewno zapamięta pewną kontuzję, która kosztowała go wyrwanie zębów trzonowych. Bosacki narzekał na ból pachwiny, który lekarze źle zdiagnozowali i stwierdzili, że to właśnie przez zęby. Okazało się, że należało zoperować przepuklinę. Gdy to zrobiono ból ustąpił.
Ostatnia prosta Bosackiego to ponowne przyjście do Lecha w 2006 roku. Swoją karierę zakończył w 2011 zdobywając po drodze Puchar Polski, mistrzostwo Polski i Superpuchar. Niestety, wszyscy na pewno pamiętają sposób, w jaki klub zdecydował się pożegnać z piłkarzem. Gdy po urlopie wrócił do klubu dowiedział się, że kontrakt, który wygasał ostatniego dnia czerwca nie zostanie przedłużony, nie było też mowy o zorganizowaniu żadnego pożegnania piłkarza, który spędził w Lechu w sumie aż 13 lat. Całą sytuację Bosacki komentował wówczas tak: To oczywiście prawo właściciela, musiałem się liczyć z taką decyzją. Ale mam zastrzeżenia do formy rozstania. Gdybym został poinformowany wcześniej, to mógłbym normalnie pożegnać się z kibicami. Wielka szkoda, że władze Kolejorza nie stworzyły mi takiej okazji. W Lechu zostawiłem wiele zdrowia i serca, nigdy się nie oszczędzałem, bo jest to dla mnie szczególny klub, zawsze najważniejszy – mówił Bosy.
Całą sytuację skomentował również ówczesny trener Lecha Poznań Jose Mari Bakero: Nie chcę oceniać sposobu pożegnania się z Bosackim. To nie leży w mojej gestii. Nie oceniam tego. Zresztą nie wiem, czy wcześniej robiło się takie pożegnania. Ten zawodnik miał profesjonalne podejście. Do czasu, kiedy z niego korzystałem, zawsze był profesjonalistą. Przekazałem moją opinię władzom klubu. To nie ja podjąłem ostateczną decyzję – powiedział Bakero.
Tak, czy inaczej Bosacki to jedna z żywych legend klubu, która na stałe zapisała się na kartach historii tej drużyny. Doceniony przez włodarzy klubu, czy nie, w pamięci kibiców zostanie na długie lata i nigdy nie będzie trzeba im przypominać kim był Bartosz Bosacki.
Źródło zdjęcia: bulgarska.pl