„Kolejorz” bardzo dobrze rozpoczął rundę wiosenną. Na inaugurację pokonał Ruch Chorzów 4:0. Bramki dla podopiecznych Mariusza Rumaka zdobyli Bartosz Ślusarski, Marcin Kamiński, Kasper Hamalainen a samobójczą bramkę na swoim koncie zapisał Marcin Baszczyński. Po tym spotkaniu Lech Poznań utrzymał się na pozycji wicelidera.
Goście bardzo dobrze weszli w to spotkanie. Już w 2. Minucie w środku pola piłkę opanował Hamalainen, utrzymał się przy niej mimo ataków dwóch rywali i podał do zupełnie niepilnowanego Ślusarskiego, który w sytuacji sam na sam zewnętrzną częścią stopy uderzył obok bramkarza Ruchu i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie.
Szybko stracona bramka zaskoczyła „Niebieskich”, którzy grali niepewnie i niedokładnie. Również Lechici nie byli wstanie wykorzystać zamroczenia Ruchu i pozwolili podopiecznym Jacka Zielińskiego opanować sytuację. Czternasty zespół Ekstraklasy zaczął jednak radzić sobie coraz lepiej i zagrażać pod bramką Buricia. Swoje okazje mieli po sytuacjach Tymińskiego oraz Sultesa, ale w pierwszym przypadku świetnie interweniował bramkarz Lecha, w drugiej Ceesey.
Wicelider Ekstraklasy również miał swoje sytuacje na podwyższenie prowadzenia. Dobrą sytuację miał Aleksandar Tonew, ale również Hamalainen, który otrzymał dobre podanie od Ślusarskiego, lecz bardzo dobrze interweniował Pesković. W końcu jednak Lechowi udało się dopiąć swojego. Kilka chwil przed końcem pierwszej połowy z rzutu rożnego piłkę w pole karne wrzucił Hamalainen, tę wybił obrońca Ruchu, ale wprost do Kamińskiego, który przyjął piłkę i uderzeniem z półwoleja z bliska pokonał bramkarza gospodarzy.
Po przerwie oglądaliśmy zacięte spotkanie. Kibice zgromadzeni na stadionie przy Cichej nie oglądali jednak sytuacji pod obiema bramkami. Dopiero wejście na boisko Teodorczyka ożywiło spotkanie. Debiutujący w Lechu piłkarz przejął piłkę po prawej stronie boiska, mocno ją zacentrował w pole karne, a do własnej piłki skierował ją Baszczyński, który niefortunnie interweniował pod własną bramką.
Strata trzeciego gola odcięła skrzydła Ruchowi Chorzów, który nie miał już większych nadziei na zdobycie chociaż jednego punktu. Z kolei Lechici coraz pewniej radzili sobie na boisku, wymieniali dużą liczbę podań z dala od własnej bramki. Jeszcze przed końcem spotkania Lechici podwyższyli prowadzenie. W środku pola piłkę przejął Możdżeń, zagrał do Teodorczyka, który natychmiast oddał futbolówkę do Hamalainena, który kompletnie niepilnowany uderzył w okienko, nie dając szans na interwencję Peskovicowi i ustalił wynik spotkania na 4:0.
Jednak wbrew pozorom to nie było łatwe spotkanie dla podopiecznych Mariusza Rumaka. Spotkanie obfitowało w walkę, a piłkarze Ruchu długimi fragmentami przebywali utrzymywali się przy piłce pod bramką Buricia. Lech do czasu zdobycia trzeciej bramki miał momentami problemy z powstrzymaniem rywali, którzy wymieniali dużą liczbę podań na jego połowie. Był jednak wyjątkowo skuteczny i wykorzystał swoje sytuacje na zdobycie gola, choć trudno o nich powiedzieć, że były stuprocentowe.
Zwycięstwem z Ruchem Chorzów Lechici dość niespodziewanie zbliżyli się do prowadzącej Legii. Ta wczoraj przegrała 3:2 z Koroną Kielce, a „Kolejorz” pokonując „Niebieskich” zniwelowali czteropunktową przewagę do tylko jednego punktu.
RUCH CHORZÓW – LECH POZNAŃ 0:4
BRAMKI: `2 Ślusarski, `45 + 1 Kamiński, 59 Baszczyński (sam), `87 Hamalainen
Żółte kartki: Janoszka, Konczkowski, Baszczyński, Tymiński – Tonew, Wołąkiewicz, Teodorczyk
RUCH: Pesković – Kikut, Baszczyński, Djokić (46. Stawarczyk), Konczkowski – Zieńczuk, Tymiński (68. Starzyński), Lewiński, Janoszka (46. Chwastek) – Jankowski, Sultes
LECH: Burić – Kędziora, Kamiński, Ceesay, Wołąkiewicz – Trałka, Linetty (85. Możdżeń), Murawski, Tonew (69. Lovrencics) – Hamalainen – Ślusarski (58. Teodorczyk)