Nad Mariuszem Rumakiem zaczynają się zbierać, jeśli już się nie zebrały, czarne chmury. Mecz z Żalgirisem Wilno może mieć olbrzymie znacznie dla przyszłości tego szkoleniowca w Lechu Poznań.
Lech w nowym sezonie trzykrotnie zremisował i zajmuje dopiero dziewiąte miejsce w lidze. W Lidze Europy dwa razy wygrał z Honką Espoo, ale w miniony czwartek uległ Żalgirisowi i na razie jest za burtą rozgrywek. Jeśli w czwartek nie wygra z Litwinami, to drużyna Mariusza Rumaka pożegna się z pucharami.
Jeszcze przed sezonem szkoleniowiec mówił, że celem minimum jest awans do fazy grupowej. Nie wydawało się to nierealne, tym bardziej że Lechici mają bardzo dobry współczynnik i nawet w nastepnej rundzie, w przypadku awansu, będą rozstawieni. Oznacza to, że trafią na teoretycznie słabszą drużynę. Trudno jednak na razie myśleć o awansie, kiedy zespół nie wygrywa i niewątpliwie znalazł się w kryzysie.
– Jestem pewien, że go przezwyciężymy. Jeśli bym nie był tego pewien musiałbym przyjechać do klubu, wejść na pierwsze piętro i złożyć dymisję – powiedział szkoleniowiec.
Już w poprzednim sezonie poradził on sobie z małym kryzysem, gdy Lech odpadł z Olimpią Grudziądz. – Wtedy sytuacja była inna, bo mieliśmy pomiędzy meczami siedem dni, a teraz tylko trzy. Musimy więc użyć innych środków i żyć nadzieją, że uda się pokonać kryzys – zaznaczył Rumak.