– W Polsce nikt nie ma doświadczeń, jak zarządzać stadionem i sprawić, żeby więcej ludzi przychodziło na mecze. Tym bardziej, że jesteśmy po wielkim kryzysie, który nastąpił przez konflikt kibiców z rządem, a także bezsensowną nagonkę niektórych mediów – tłumaczył dzisiaj Jacek Rutkowski.
Władze Lecha bardzo odczuły skutki związane z represjami w stronę kibiców. Frekwencja przy Bułgarskiej spadła znacząco, a na wrześniowych meczach Lecha było nieco ponad 10 tysięcy widzów. – W ostatnich miesiącach stało się coś bardzo złego. Z pewnego incydentu stworzono nie wiadomo jaką sprawę, a pewien dziennikarz Gazety Wyborczej nie potrafi o niczym innym pisać, tylko 40 artykułów o jednej sprawie – mówił właściciel „Kolejorza”.
Jego zdaniem kapitał budowany przez wiele lat, a zaburzony w ostatnim czasie, bardzo trudno będzie przywrócić. – Poznań posiada ogromny klimat piłkarski. Poznań jest miastem piłkarskim, wspólnie gromadziliśmy się z kibicami, a cała ta historia w Bydgoszczy była niepotrzebna – zaznaczył. – Doprowadziliśmy do tego, że dzisiaj mamy frekwencję znacznie niższą. Teraz przed nami, a także Wami długa droga, może wspólnie uda nam się pomóc przywrócić wyższą liczbę kibiców i osiągnąć wynik 25, a nawet 30 tysięcy kibiców na każdym meczu – zwrócił się do dziennikarzy Jacek Rutkowski.
Wczoraj odbyło się spotkanie przedstawicieli klubu, Wiary Lecha, a także komendantem policji. – Kapitał, który wypracowaliśmy został zmarnowany. Wczoraj spotkaliśmy się i próbowaliśmy rozmawiać. Chcieliśmy, aby te dwa środowiska zaczęły dialog. Spotkanie trwało dwie godziny, będziemy się regularnie spotykać, bo to jedyna droga, aby na Bułgarską powróciły tłumy kibiców i znów stadion ryknął „W grodzie Przemysława”. Zapytajcie się sami, dlaczego ostatnio tak nie było – podkreślał właściciel klubu.