– Mimo postawy Lecha w ostatnich meczach, wiedziałem, że nie będzie to łatwy mecz. Sami jednak to mu ułatwiliśmy. Takie zachowania na boisku nie zakładaliśmy sobie na naszej odprawie – mówił Ryszard Tarasiewicz, trener ŁKS-u Łódź.
– Proste straty w środku pola, a także złe przyjęcia piłki przez Lecha pozwalały rywalowi na kontrowanie naszego zespołu. Nie daliśmy nawet im szans na powrót na własne boisko, a takie zachowanie skończyło się dla nas tragedią. Nie można myśleć, że jeśli do 13. Minuty stworzy się dwie sytuacje bramkowe, to ma się mecz pod kontrolą. Środkowi pomocnicy zostawili swoją strefę, skrajni odpuszczają, stąd brały się nasze błędy i to one pozwoliły Lechowi na zdobycie bramek – tłumaczył.
– W drugiej połowie nasza gra wyglądała lepiej, Lech jednak grał tak samo jak w pierwszej. Gdybyśmy jednak nie popełnili takich błędów w pierwszej połowie, to mogło to wyglądać dzisiaj zupełnie inaczej – kontynuował trener gości.
– Nie jest mi wstyd za zawodników, bo jeśli trener tak mówi, to nie powinien pracować w zawodzie. Ja odpowiadam za zespół, a także za to co moi zawodnicy zaprezentowali na boisku. Nie możemy z takich zespołem jak Lech odprawiać partyzantki. Dzisiaj zapłaciliśmy za to co się stało spory „cash” – przyznał Tarasiewicz.
– Przy trzeciej bramce to może nie nonszalancja, choć nie wiadomo, jak to nazwać. Nie można się jednak tak zachowywać w polu karnym. To głupota. Jeśli nie ma prawidłowej komunikacji, to powstają takie sytuacje. Nigdy nie uczyłem zawodników wybijać piłki, jak najdalej od bramki, ale są takie sytuacje, gdy nie należy kombinować. Zagrania w swojej szesnastce, to spora odpowiedzialność, nie można tego wytłumaczyć – oceniał sytuację szkoleniowiec ŁKS-u.
– Przy pierwszej i drugiej bramce mieliśmy do czynienia z szybkimi akcjami, wszyscy broniliśmy, my kryjemy indywidualnie albo strefowo. To jednak zwykła bramka, jakie padają w meczach. Być może przy pierwszej powinien ktoś stać na 11 metrze. Wszystko wzięło się jednak z prostych strat w środku pola – mówił.
– Uważałem, że dzisiaj potrzebna jest nam moc i siła. Nie można wszystkiego zwalać na czterech obrońców. Nie szukam w nich winy za ten wynik. O przebiegu meczu decyduje środek pola, a jeśli się tak nie uporządkuje meczu, robi się głupoty, nie przepycha i nie walczy, to przynosi to skutek – zaznacza.
– Trzech zawodników nie mogło zagrać, ale to są dla nas rzeczy trudniejsze do przeskoczenia, niż dla czołowych zespołów. Ja nie będę się jednak tym usprawiedliwiał. My po prostu nie powinniśmy popełniać takich błędów – zakończył.