Kolejorz nie wygrał ze Śląskiem na wyjeździe od siedmiu lat. Nie udało się przerwać tej niechlubnej serii także w miniony piątek, kiedy to lechici polegli we Wrocławiu 0:2. Po tym spotkaniu szkoleniowiec Lecha Nenad Bjelica z pewnością nie ma powodów do radości.
Lider Lotto Ekstraklasy zdecydowanie zawiódł kibiców w tym meczu. Porażka kosztowała Kolejorza stratę pierwszej pozycji w ligowej tabeli. – Dobrze zaczęliśmy ten mecz. Mieliśmy kilka stałych fragmentów i tak naprawdę bramkę straciliśmy w najgorszym z możliwych momentów, kiedy to Śląsk nie miał wielkiej przewagi. Drugiego gola niestety straciliśmy tuż przed zejściem do szatni, dlatego też było nam bardzo ciężko się podnieść, tym bardziej, że nie mieliśmy za dużo sytuacji z przodu – ocenił przebieg tego pojedynku pomocnik Lecha, Łukasz Trałka. – Za mało mieliśmy sytuacji. Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy wrócić do tego meczu po przerwie to musimy szybko zdobyć gola, ale nie mieliśmy ku temu okazji – dodał.
Na listę strzelców w tym meczu wpisał się ten, którego wielu fanów Lecha się obawiało przed pierwszym gwizdkiem, a więc były napastnik poznańskiego klubu Marcin Robak. Trafił on do siatki zamieniając na bramkę rzut karny podyktowany przez sędziego już w doliczonym czasie pierwszej połowy. – Poza tym rzutem karnym nie miał on żadnej dogodnej sytuacji. Robił w tym meczu po prostu to czego wymaga się od napastnika – ocenił grę dawnego kolegi z szatni były kapitan Lecha.
Przed lechitami teraz prawdziwy maraton spotkań z drużynami z czołówki. Kolejorz kolejno będzie mierzył się z Legią, Jagiellonią, Lechią, Wisłą Kraków oraz Górnikiem. Terminarz nie napawa optymizmem, ponieważ podopieczni Nenada Bjelicy zdecydowanie nie radzą sobie w meczach o stawkę. – Teraz skupiamy się tylko na meczu z Legią, po której i tak jest przerwa na kadrę. Nie patrzymy daleko w przyszłość, bo liczy się tylko najbliższe spotkanie – powiedział Łukasz Trałka.