Hubert Wołąkiewicz wobec absencji Manuela Arboledy stanął w piątek wieczorem przed szansą gry od pierwszej minuty. Wraz z Bartoszem Bosacki tworzył parę środkowych obrońców. – Od samego początku powtarzałem, że moją pozycją jest środek obrony i będę cierpliwie czekał na swoją szansę – mówił po meczu piłkarz Lecha.
To właśnie Wołąkiewicz w 20. Minucie meczu faulował Gikiewicza, a sędzia chwilę później podyktował jedenastkę. – Karny był trochę naciągany – tłumaczył obrońca „Kolejorza”. – Nie zrobiliśmy obaj z Marcinem żadnego ruchu w kierunku rywala, on wykorzystał moją nogę, sędzia to zinterpretował. Ma do tego prawo, każdy może się mylić. Szkoda, że na naszą niekorzyść – kontynuował.
26-letni piłkarz przyznał, że Lech był blisko osiągnięcia dobrego wyniku w meczu ze Śląskiem. – Szybko się pozbieraliśmy po karnym i do przerwy wyszliśmy na 2:1. Chwała chłopakom za to, bo zrobiliśmy dobry wynik i wystarczyło trafić trzecią bramkę i uspokoić mecz. Po stracie drugiego gola gra zaczęła się nam niestety sypać – zauważył.
Wołąkiewicz pierwszy raz w oficjalnym meczu wystąpił na środku obrony. To także pierwsze spotkanie Lecha w rundzie wiosennej, w którym pary stoperów nie tworzyli Arboleda i Bosacki. – Wiadomo, że nie życzę nikomu kontuzji, ale piłka jest taka, że każdy walczy o swoje. Czekałem cierpliwie na swoją szansę i teraz ją otrzymałem – podkreślał gracz mistrza Polski. – Mam nadzieję, że swoją grą pokazałem, że trener może na mnie liczyć – dodał.