– To były dwa mecze, dzięki którym podbudowaliśmy się. Te zwycięstwa były ważne. Przeskoczyliśmy Wisłę w tabeli, za trzy dni gramy kolejny mecz. Teraz nie myślimy o tym, o co gramy w tym sezonie. Trzeba się cieszyć z tych wygranych, ale już za w sobotę czeka na nas Cracovia – mówił po meczu Hubert Wołąkiewicz.
Obrońca „Kolejorza” w niedzielę zagrał na lewej obronie, a dzisiaj na prawej. – Zapytałem trenera czy w następnym meczu mam się szykować na środek – żartował. – Tak na poważnie to będę grał tam, gdzie widzi mnie trener, najważniejsze są występy – dodał.
Wiele miejsca poświęca się efektowności gry, a w zasadzie jej braku w wykonaniu Lecha. Ten argument jest jednak szybko przez piłkarza odrzucany. – Wiemy, jak wygląda murawa. Ten temat pojawia się, co chwilę. Ona nie ułatwia gry, a jednym ze sposobów jest gra długich piłek na Artioma, które je strąca do Bartka Ślusarskiego. Obaj dobrze współpracowali – zwrócił uwagę Hubert Wołąkiewicz.
W drugiej połowie trybuny zaczęły na piłkarzy Lecha jednak gwizdać, co nie do końca spodobało się zawodnikami. – To dziwne, bo nie pomaga w grze. Mamy w meczu takie małe kryzysy. W tej chwili Górnik dłużej utrzymał się przy piłce, zbierał długie i ważne piłki. Przez chwilę to tak wyglądało, ale na szczęście pozbieraliśmy się – stwierdził „Żaba”.
Obrońca Lecha pochwalił jednak drużynę, która wywiązała się z założeń taktycznych na to spotkanie. – Górnik nie miał klarownych okazji do zdobycia bramki. My mieliśmy ich kilka i szkoda, że padła tylko jednak, a mogło więcej. Przez cały mecz Górnik nie stwarzał sobie groźnych sytuacji. W ostatnich minutach trochę zamarliśmy, gdy Jasiu obronił dwa uderzenia rywala. Dobrze się zachował w tej sytuacji – ocenia defensor.