Nie mogę i nawet nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Nie da się tego zrobić. Żadna analiza nie jest tu potrzebna. Ten mecz, a w zasadzie jego wynik jest wyrokiem dla Mariusza Rumaka. Wyrokiem, który już przed rokiem w Wilnie został wstrzymany przed wykonaniem. Teraz już nie ma przebacz.
Można go lubić albo nie. Mało kto dzisiaj pamięta, że trener Rumak wywalczył puchary po fatalnej jesieni i kompromitującym występie Lecha Bakero w Chorzowie. Zdobył dwa razy wicemistrzostwo, po raz pierwszy w historii. Nie potrafił jednak zrobić tego, co udało się Franciszkowi Smudzie i Jackowi Zielińskiemu – awansować do fazy grupowej Ligi Europy. Zadanie tego drugiego kontynuował Jose Mari Bakero, który z tej fazy wyszedł. Kolejnym trenerem był właśnie Rumak.
Kiedy patrzę na jego dorobek to widzę stabilizację. Lech zaczął grać piłkę przyjemną dla oka, której nie było można obserwować podczas kadencji Bakero. Pierwsze pół roku na fali – bez doświadczenia, ale z niesamowitą wolą walki i ambicją. Odpadł w pucharach przez brak doświadczenia. To miał rok i dwa lata później. Wtedy jednak zabrakło szczęścia. A to jest w futbolu bardzo ważne.
Rumak nie miał tego, co mają najlepsi trenerzy w polskiej lidze. Nie miał też prasy. To osoba niezwykle pewna siebie, która wie czego chce. Za to też oberwał, bo wypominano mu jego słowa wypowiadane podczas konferencji oraz wywiadów.
Trudno, patrząc na mecz z kelnerami z Islandii, nie odnieść wrażenia, że zrobił wszystko tak jak powinien. Zmiany były rozsądne, zespół przygotowany do sezonu nieźle, bo grał fajną piłkę. Gdyby udało się w pierwszych minutach pokonać tego islandzkiego bramkarza, który już niemal został owiany legendą, byłoby łatwiej i na pewno „Kolejorz” by awansował. Tak się nie stało, bo zabrakło tego cholernego szczęścia.
Presja z jaką spotkał się Rumak była duża. Ze strony dziennikarzy oraz kibiców. Zaufanie dostał od zarządu, ale on to zaledwie kilka osób. Kibiców i dziennikarzy znacznie więcej. I to właśnie presja z ich strony była dla trenera paraliżująca. Tutaj zabrakło mu tego doświadczenia. Niezależnie jednak od decyzji, jaką podejmą władze klubu, to trener, który z powodzeniem będzie mógł pracować na niezłym ligowym poziomie. Kiedy piszę te słowa jest najdłużej pracującym w Ekstraklasie – dwa i pół roku.
Postać Rumaka to tylko wierzchołek problemu, z którym musi się teraz zmierzyć Lech. Kolejnym to rozbita szatnia, piłkarze, którzy zostali zlani przez amatorów i jeszcze raz piłkarze, którzy mimo tego, że najchętniej teraz zniknęliby na kilka tygodni – za kilka dni muszą wyjść na boisko w Gdańsku i udowodnić, że potrafią.
Nawet jeśli Rumak zostanie zwolniony, to piłkarze zostaną. Efekt nowej miotły może, ale nie musi zadziałać. Zadziała na świadomość piłkarzy na pewno wizja i perspektywa kolejnych miesięcy, w których będą im wypominane dwa nieudane mecze z Islandczykami. Bo skoro na wyjeździe zagrali dobry mecz, to dlaczego nie zdobyli gola. U siebie nie byli skuteczni, nie strzeli i sami siebie poddali kompromitacji.
Do dzisiaj wypominany jest im Sztokholm, Wilno, a teraz dojdzie Stjarnan. Chyba najbardziej bolesne, bo nie ma możliwości, aby racjonalnie wytłumaczyć to co się stało.
Ja do tej pory nie potrafię. I nie będę pewnie przez kolejne miesiące.