Wczoraj przy Bułgarskiej przeżyliśmy coś magicznego. Można było przewidzieć, że pożegnanie Piotra i Ivana dla wielu z nas będzie trudnym doświadczeniem i pewnie nie jeden z Kiboli uronił łzę, ale chyba nikt nie spodziewał się, że to spontaniczne pożegnanie przerodzi się w prawdziwą lekcję tego czy jest Lech Poznań.
Tak sobię myślę, że pożegnanie zarówno jednego jak i drugiego piłkarza było niesamowite. Jak marzenie. Dla jednego asysta, dla drugiego bramka. Wielka sprawa.
Reakcja „Djuki” po bramce pokazuje wiele. To, co zrobił po tym jak na tablicy świetlnej pojawił się jego numer i miał zejść z boiska,na którym zagrał ostatni mecz? Uklęknął i ucałował murawę.
Zrobił wiele dla piłki, piłka wiele mu zwróciła. Pewien etap w jego życiu się skończył, ale to nie znaczy, że nie powinien go szanować. Uszanował i podziękował, najlepiej jak mógł.
Szpaler dla Serba, zejście na ławkę rezerwowych, a potem niespodziewane i niezwykle spontaniczne przyjście do Kotła. „Djuka” to niesamowity facet i profesjonalista. Podziękował i zaintonował „W grodzie Przemysława”.
Chwilę później to samo spotkało Piotra Reissa. On również szedł przy szpalerze i też poszedł do Kotła. Zaintonował „Bo w Poznaniu, w Poznaniu, w Poznaniu…” i odpalił racę. Tego chyba nikt się nie spodziewał.
Dla młodych kibiców, ale także piłkarzy ten mecz był niesamowitą lekcją historii Lecha Poznań. Historii i szacunku do tego klubu. Tego czym jest „Kolejorz” nie nauczą ich treningi czy rozmowy, ale właśnie takie mecze jak ten. Takie zachowanie prawdziwych Legend Lecha – zarówno „Rejsika” jak i „Djuki”. Szacunek do barw, kibiców, piłki nożnej. Profesjonalne podejście do zawodu.
Obyśmy długo nie musieli czekać na następców. Najważniejsze, żeby wiedzieli, że Lech powinien być dla niego sprawą honoru.