Jose Mari Bakero na konferencji prasowej po meczu z Wisłą powiedział, że media i tak napiszą, że Lech jest w kryzysie. I ma rację, bo druga porażka z rzędu może, a w zasadzie powinna, martwić. Tym bardziej, że obie nastąpiły na przestrzeni dwóch kolejek. Wydaje się, że sztab szkoleniowy nie przygotował zespołu na sytuację, w której nagle ten znajduje się pod ścianą.
Przed kilkoma dniami pisaliśmy, że jesteśmy ciekawi, jak drużyna zareaguje na stratę gola, bo sytuacja w Zabrzu nie mogła tego określić jednoznacznie. Teraz można wyciągać pewne wnioski, bo do momentu straty gola w piątek graliśmy bardzo dobre zawody. Straciliśmy bramkę i wyglądało to tak, jakby nagle piłkarzom został odcięty prąd, zgasły światła i mecz nie miał już żadnego sens.
O to, że Lech ma w swojej kadrze piłkarzy, którzy grać w piłkę potrafią wiemy nie od dziś. Wiedzieliśmy to także w piątek, bo pierwsze minuty miał on fantastyczne. Zdominował Wisłę w środku pola, dobrze pracowały skrzydła i zabrakło tylko skuteczności. Bramka była kwestią czasu.
Robert Maaskant po meczu powiedział, że do przerwy jego zespół winien prowadzić kilkoma bramkami. Zgoda, ale dopiero w drugiej części pierwszej połowy. Bo wtedy gra Lechowi posypała się całkowicie.
Pokuszę się o stwierdzenie, że przestaliśmy grać w momencie zejścia z placu gry Djurdjevicia i pojawieniu się na nim Kamińskiego. Na lewej stronie zagrał Wojtkowiak, choć gra tam mu nie szła. Skupił się zresztą przede wszystkim na asekurowaniu młodego kolegi z zespołu, który kompletnie sobie nie radził: mijał się z piłką, gubił pozycję, a także odpuszczał krycie rywala. W ten sposób dziura powstała nie tylko po lewej stronie, ale i również w środku defensywy.
Bliżej stoperów cofnął się Injac, który także chciał wspomóc defensywę, widząc, jakie mamy w tej formacji problemy z ustabilizowaniem gry. To jednak spowodowało inny, równie duży problem, którym była duża dziura powstała w środku pola. Nie poprawił także sytuacji w obronie. A tę znakomicie wykorzystali Wiślacy, podobnie też zrobili z lewą stroną Lecha, na której bardzo dobre zawody rozegrał Iliev.
Ani Kriwiec, ani Stilić nie są zawodnikami, którzy mogliby tę dziurę zalepić, bo należy pamiętać o tym, że to gracze przede wszystkim ofensywni, którzy grając do przodu czują się dobrze. Z takim nastawieniem też rozpoczęli mecz. Na tę sytuację powinien natychmiast zareagować Jose Mari Bakero, a zrobił to dopiero, wprowadzając na boisko w drugiej połowie Rafała Murawskiego.
Spotkanie z Wisłą „Kolejorz” przegrał taktycznie. Oczywiście brakowało bramki, która ustabilizowałaby sytuację, ale przede wszystkim taktyki. Mamy zawodników z umiejętnościami, ale nie potrafimy reagować na zmieniającą się na boisku sytuację. Jeśli mecz układa się po naszej myśli, robimy swoje, to gra Lecha może się podobać. Gorzej jednak, gdy coś zaczyna się sypać…