Fajnie, że wygrali, ale mieli więcej szczęścia niż rozumu. Młodzież ograła Wisłę, więc należy się z tego cieszyć – to pokazuje jaka „Biała Gwiazda” jest w tym roku słaba. Takimi meczami zdobywa się tytuł mistrzowski. Opinii po wczorajszym zwycięstwie Lecha jest wiele. Trudno w nich jednak znaleźć jakiekolwiek powody do optymizmu.
Fantazja młodzieży
Mariusz Rumak w obliczu kilku urazów swoich zawodników postanowił postawić na młodzież. W ataku zagrał Bartek Bereszyński, tuż za nim Szymon Drewniak. Po bokach młodzi Mateusz Możdżeń i Aleksandar Tonew. Dopiero za tym ofensywnym kwartetem zagrali doświadczeni Łukasz Trałka i Rafał Murawski.
Decyzja trzeba przyznać odważna, choć w zasadzie, gdyby jej się bliżej przyjrzeć, to od Bartka Ślusarskiego, który z powodu kontuzji nie wyleciał do Krakowa, starszy na ławce Lecha w meczu z Wisłą był tylko Piotr Reiss.
Średnia wieku zawodników „Kolejorza”, którzy pojawili się w wyjściowym składzie wynosił 25 lat. Pomiędzy najmłodszym a najstarszym zawodnikiem różnica wieku wynosiła 14 lat. Ta zwiększyła się w drugiej połowie, gdy na boisku pojawili się Karol Linetty i Ivan Djurdjević. Wtedy średnia wieku podniosła się do 26,3 lat, a jego różnica wyniosła 18 lat. Najstarszy na boisku „Djuka” był ponad dwa razy starszy od Linettego.
To właśnie jeden z młodych piłkarzy Lecha pokonał Sergieja Pareikę. Fatalnie rozegrany rzut rożny przed Wisłę rozpoczął jeden z kontrataków gości. Akcję wyprowadził Łukasz Trałka, piłka trafiła pod nogi Szymona Drewniaka, a 19-letni piłkarz uderzeniem po krótkim rogu zdobył jedyną w tym meczu bramkę.
Lech był słaby
Z jednej strony gra się tak jak przeciwnik pozwala, z drugiej gra się tak jakie ma się umiejętności i możliwości. Lech nie ma obecnie w swojej kadrze piłkarza, który w takim meczu jak wczoraj przejmie piłkę na połowie rywala, zastawi się, odda partnerowi i w ten sposób rozpocznie akcję ofensywną swojego zespołu. Piłkarze Mariusza Rumaka grali wczoraj chaotyczny futbol i równie niedokładny jak przed tygodniem. Z jedną różnicą. Stworzyli sytuację pod bramką rywala i potrafili umieścić piłkę w siatce. To wystarczy do tego, aby zdobyć trzy punkty.
– Wiosną pewne rzeczy musieliśmy uprościć. Bo wtedy dla nas liczyło się zdobywanie bramek i punktowanie, a nie styl – mówił ostatnio trener Lecha. Odnoszę jednak wrażenie, że Lech cały czas pewne rzeczy stara się uprościć. Owszem szkoleniowiec „Kolejorza” ma pewną wizję gry, wprowadza elementy podnoszące jakoś gry, ale nie ma wykonawców.
Może rozwiązaniem będzie kupno piłkarza, który będzie grał na pozycji kreatywnego pomocnika, podwieszonego pod napastnikiem. Szymon Drewniak w moim odczuciu do tego się nie nadaje, nie ma warunków. Zupełnie inaczej wypadł z kolei Karol Linetty, który pokazał że nie boi się twardej gry, potrafi dokładnie zagrać piłkę i dużo na boisku widzi. Jest jeden problem. Ma na razie tylko 17 lat. Możecie powiedzieć, że to nie ma znacznie, bo skoro umie grać w piłkę, to powinien grać. I zgodzę się z wami, z jednym zastrzeżeniem. Nie można tego młodziaka zajechać.
Mecz o mistrzostwo?
Trzy punkty, to trzy punkty. Każde kolejne dopisane do dorobku przybliżają zespołu do tytułu. Niezależnie od tego czy zdobyte w Krakowie, Poznaniu czy Bielsku-Białej. Cieszy to, że punktujemy, martwi jeszcze mimo wszystko styl. To jednak nie ma większego znaczenia, bo za jakiś czas styl odejdzie w zapomnienie, a punkty będą.
Trener Mariusz Rumak na razie punktuje zgodnie z założeniem. Skoro do europejskich pucharów jego zdaniem starczy 60 punktów, to na każde 10 meczów powinniśmy zdobywać 20 punktów. Rozmieniając tę statystykę na drobne – na każdy 5 spotkań – 10 punktów. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Po pierwszych 5 meczach mieliśmy 11 punktów, czyli jeden na plus. Po 10 spotkaniach cały czas realizujemy zadanie i mamy 20 punktów.
Trzy punkty, to jednak trzy punkty. Każdy taki mecz jest ważny, tym bardziej że takie jak ten w Krakowie można było przegrać, zremisować, wygrać. I nikt do nikogo nie miałby żadnych pretensji.
Powody do optymizmu?
Takich jest kilka. Przede wszystkim ta młodość. To, że potrafi ona stanowić już o sile drużyny. A siłą drużyny jest umiejętność zdobywania bramek, a także punktów. Wczoraj zrobił to Szymon Drewniak, wcześniej potrafili Mateusz Możdżeń, Alex Tonew. Czekam na Bartka Bereszyńskiego, bo zagrał wczoraj dobry mecz. Walczył, nie pozwalał odsapnąć defensywie Wisły. I nawet jeśli miał dobrą okazję na zdobycie bramki i zbyt długo zwlekał, a w konsekwencji jej nie wykorzystał, to jest jednym z największych zwycięzców tego spotkania.
Powodem do optymizmu jest też postawa Jaśka Buricia. Bo ten w ostatnich meczach był przeciętną postacią. Nie wyróżniał się, popełnił kilka błędów. Wczoraj jednak w dużej mierze i jemu możemy dziękować za zwycięstwo, bo trzy razy świetnie interweniował i powstrzymał rywala przed zdobyciem bramki. Gdyby te padły, nie moglibyśmy mieć do niego pretensji, ale dobry bramkarz w takich sytuacjach potrafi zatrzymać rywala. Wczoraj zrobił do golkiper Lecha.
Cieszy również to, że wygraliśmy. Powyżej rozmieniliśmy wczorajsze spotkanie na drobne. Ale wszystko to składa się do jednego wniosku. Wygraliśmy z Wisłą na wyjeździe. Zrobiliśmy to, co ostatni raz udało się z Franciszkiem Smudą na ławce. Nie zrobił tego Jacek Zieliński, gdy zdobywał mistrzostwo (zremisował na Suchych Stawach), nie zrobił Jose Mari Bakero i wiosną Mariusz Rumak. Teraz wyszło i możemy z czystym sumieniem doliczyć sobie trzy punkty do tabeli. Cieszy to, że wygrywamy mecz w piątek i ten weekend będzie mijał jakoś tak lepiej. Zapominając na chwilę o stylu. Bo zawsze jest wiele do poprawy.