– Ten zawód wykonuje się pod presją. Ona jest obecna i zawsze będzie, gdy pracuje się na najwyższym poziomie. Natomiast trzeba sobie z nią radzić. Nie zawsze jest ona demotywująca, mnie przede wszystkim motywuje do pracy – mówi Mariusz Rumak, trener pierwszego zespołu Lecha Poznań.
LechNews.pl: Jak trener znosi krytykę w pierwszych dniach pracy?
Mariusz Rumak: – Z jednego powodu bardzo dobrze. Nie czytam prasy, nie przeglądam portali internetowych, więc krytyka mojej pracy do mnie nie docierała. Jeżeli ludzie uważali, że moje założenia teoretyczne nie przekładają się na praktykę, to mam nadzieję, że niedługo napiszą, że praktyka potwierdziła teorię. Jednak pełną ocenę będzie można wystawić dopiero po zakończeniu rundy.
Trener jest gotowy do wysłuchania opinii osób postronnych dotyczących drużyny, które mogą wnieść świeże spojrzenie na zespół?
– Ja przede wszystkim rozmawiam z moim sztabem szkoleniowym. To na ich opiniach i sugestiach głównie polegam. Z pewnością wysłucham też opinii osób z zewnątrz, jeżeli ktoś będzie chciał się ze mną podzielić swoimi spostrzeżeniami, ale generalnie nie czytam, nie oglądam i nie słucham komentarzy, chyba że gdzieś w radio, gdy jadę samochodem. Mam dużo zajęć wokół zespołu i na nich się koncentruję.
Po trzech meczach bez zwycięstwa pojawiły się pierwsze informacje dotyczące nowego trenera. Jak trener na nie zareagował?
– Z uśmiechem.
Czuje trener presję związaną z pracą w Lechu?
– Ten zawód wykonuje się pod presją. Ona jest obecna i zawsze będzie, gdy pracuje się na najwyższym poziomie. Natomiast trzeba sobie z nią radzić. Nie zawsze jest ona demotywująca, mnie przede wszystkim motywuje do pracy.
Jose Mourinho powiedział kiedyś, że presję czuje osoba, która nie ma pracy, a musi wyżywić swoją rodzinę…
– Miał racje mówiąc o tym, że wtedy jest zdecydowanie większa presja. Uważam, że presja jest obecna w piłce nożnej, ale ona ludzi sportu motywuje do pracy. Na pewno jednak Jose Mourinho powiedział o bardzo ważnej sprawie, ponieważ są o wiele bardziej stresujące zajęcia i sytuacje życiowe, niż futbol.
Dwa i pół miesiąca to mało, aby przekonać do siebie władze klubu, pokazać swoje umiejętności?
– Tak, to mało czasu. Wprowadzanie nowych rzeczy w organizacji gry zespołu i jego funkcjonowaniu to proces ciągły, natomiast niektóre zostaną w tym czasie jedynie zaszczepione w drużynie. Żeby odcisnąć pełne, stuprocentowe piętno na zespole, to jest to zdecydowanie za mało czasu. Na pełen cykl potrzeba kilku lat. Dwa i pół miesiąca to czas wystarczający na to, by pokazać kierunek, w którym zespół będzie podążał w przyszłości.
Pierwsze efekty już widać, drużyna gra nieprzewidywalnie, uciekła od schematów, które oglądaliśmy jesienią i w pierwszych dwóch meczach na wiosnę…
– Dobrze, że Pan to zauważył. Pierwszego dnia, gdy objąłem zespół mówiłem, że Lech będzie drużyną nieprzewidywalną, ma zaskakiwać. Spotkania, w których ja go prowadziłem zagraliśmy w trzech różnych ustawieniach. W piłce o to chodzi, żeby zaskoczyć przeciwnika ustawieniem, składem personalnym, sposobem rozgrywania akcji, obrony. Lech będzie nieprzewidywalny. Ostatnio zagraliśmy w systemie 4-4-2, a to jeszcze dwa albo trzy miesiące temu było nie do pomyślenia.
Taktyka jest dla trenera sztuką dla sztuki czy sposobem do osiągnięcia wyznaczonego celu?
– To nie jest sztuka dla sztuki. Traktuję ją jako sposób do osiągnięcia celu, ale to jeden z czynników, dzięki któremu można osiągnąć cel, a jest ich wiele. To jednak ważny czynnik.
Gdyby trener miał wybrać efektywność czy efektowność, na którą padłby wybór?
– Zawsze punkty. Zwycięstwa są najważniejsze, ale dobrze jest, gdy taki klub jak Lech Poznań gra efektownie i skutecznie.
W ostatnich dwóch meczach oglądaliśmy przejście na ustawienie 4-4-2. To próba szukania nowej taktyki, z czego ona wynika?
– Analiza, dlaczego tak się dzieje, jest wieloczynnikowa. To przede wszystkim jakość boiska, na którym gramy. W systemie z trzema środkowymi pomocnikami utrzymuje się dłużej piłkę, gra się krótkimi i średnimi podaniami, wtedy jest więcej zawodników w środku pola, a grając przy Bułgarskiej nie możemy sobie na to pozwolić. Chciałem też zwiększyć liczbę zawodników w polu karnym, ponieważ moim zdaniem było ich za mało. Najprostszym założeniem w takiej sytuacji jest przesunięcie piłkarzy bliżej bramki rywala. Tak też zrobiliśmy w ostatnich meczach, gdzie w sytuacjach, w których trafialiśmy do siatki w polu karnym było wielu naszych zawodników i to cieszy.
Długo czekaliśmy na pierwsze zwycięstwo Mariusza Rumaka. Odżył trener po wygranej ze Śląskiem, gdy okazało się, że miesięczna praca przyniosła widoczne efekty, które przełożyły się na wynik?
– Nie odżyłem, bo żyłem bardzo dobrze, ale odetchnąłem z ulgą. Coraz więcej było myśli w głowie, kiedy to nastąpi. Ja wiedziałem, że my wygramy prędzej czy później. Jednakże im dłużej byśmy na to czekali, tym większa byłaby presja na zawodnikach. To ulga, że kierunek, który teraz obraliśmy zaczyna przynosić efekty. Trzeba jednak mieć pokorę do tego, co się robi, bo za chwilę sytuacja może się zmienić. To nie jest tak, że od teraz będą już same sukcesy. Teraz mamy jakiś wymierny efekt i musimy nadal robić to, co do nas należy, nie zapominając jednak o rozwoju.
Lech jest drużyną na etapie przejścia. Jaka jest dzisiejsza charakterystyka tego zespołu? Jeszcze niedawno była to drużyna grająca techniczną piłkę, a dzisiaj więcej jest walki na boisku.
– Dzisiaj Lech na boisku jest drużyną, a nie zlepkiem indywidualności. Ja zawsze mówiłem, że zespół jest najważniejszy i jest jedyną gwiazdą w tym klubie i to widać. Można było to zauważyć w meczu z Górnikiem, gdy dwóch rezerwowych, którzy pojawili się na boisku, zdecydowali o zwycięstwie. Każdy piłkarz podnosi jakość drużyny, a zawodnicy, których nie ma w osiemnastce zawsze są w szatni z drużyną, z nami. Dzisiaj największa zmiana, to zmiana mentalna. Zawodnicy zrozumieli, że jeśli chcą coś stworzyć, to muszą to zrobić razem.
Jak trener skomentuje słowa prezesa Klimczaka, który po meczu z Jagiellonią negatywnie wyraził się na temat tego spotkania?
– Ja miałem zastrzeżenia do zespołu. Nie o brak determinacji i zaangażowania, ale sposób myślenia na boisku. Oni byli zaangażowani, ale nie wykonali zadań, tak jakbyśmy tego oczekiwali.
Można powiedzieć, że Semir Stilić jest kozłem ofiarnym tego meczu? Został odsunięty od zespołu.
– Semir Stilić nie został odsunięty od zespołu. Nie wszedł do osiemnastki na spotkanie ze Śląskiem. Pana teza oznaczałaby, że Tomek Kędziora jest od kilku miesięcy odsunięty od zespołu, gdyż nie łapał się do składu. Zapewniam Pana, że zarówno Semir Stilić jak i Tomasz Kędziora nie są odsunięci.
To znaczy, że jego zaangażowanie na treningach jest mniejsze? Trener jest z niego zadowolony? Na konferencji prasowej wspominał Pan, że w osiemnastce znajdą się piłkarze, którzy zasłużą na to ciężko pracą na treningach.
– To znaczy, że w przyjętej koncepcji gry na spotkanie ze Śląskiem Wrocław uważałem, że Semir Stilić nie będzie w osiemnastce. Nie chodzi o zaangażowanie na treningach. Śląsk ma określoną charakterystykę. My mieliśmy konkretny pomysł na ten mecz, w związku z czym uznałem, że Semir nie znajdzie się w osiemnastce na to spotkanie, a dałem szansę Szymonowi Drewniakowi.
Właśnie. Jeszcze kilka tygodni temu Szymon Drewniak został ukarany w związku z udziałem w filmie z zabawy w internacie, a w ubiegłą niedzielę zadebiutował w pierwszym zespole. Nie uważa trener, że za szybko ta kara zamieniła się w nagrodę i nie wyciągnie on odpowiednich wniosków ze swojego zachowania?
– Będzie grał każdy, kto na to zasługuje, a Szymon zasłużył na debiut. On został zawieszony nie dlatego że wziął udział w tym filmie, ale na czas wyjaśnienia tej sprawy. Za swoje zachowanie został ukarany. Proszę pamiętać, że ta sytuacja miała miejsce latem. Dziś Szymon pracuje i zachowuje się wzorowo.
Poznał trener już zachowanie trybun na meczu ze Śląskiem, skierowane właśnie w stronę Szymona Drewniaka?
– Tak, odtworzyłem je na wideo.
Można je jakoś skomentować?
– Nie będę tego robił. Rozmawiałem z przedstawicielem kibiców na ten temat i nie chcę tego komentować. Widziałem reakcję trybun podczas drugiego meczu, z Górnikiem Zabrze, wydaje mi się, że była inna. To sygnał, że zasłużył swoją grą na zaufanie.
Swoją dobrą grą w tym meczu przekonał, zdaniem trenera, do siebie kibiców?
– Właśnie, o tych filmikach już nie mówmy. Szymon Drewniak miał bardzo dobre statystyki podczas meczu ze Śląskiem dotyczące pokonanych kilometrów, ich tempa, skuteczności podań do przodu. Był wyróżniającym się zawodnikiem spośród dwóch zespołów – wicelidera i Lecha, który walczy o puchary, a to piłkarz, który ma 19 lat i pierwszy raz wszedł na boisko. Wytrzymał presję trybun.
Początek meczu miał jednak nerwowy. Dopiero z czasem się rozkręcił…
– Emocje związane z debiutem związały mu trochę nogi, ale z czasem przeszły. Trzeba jednak pamiętać, że na tym boisku trudno się grało, tym bardziej na pozycji środkowego pomocnika.
Niedługo kilku piłkarzom kończą się kontrakty. Wie trener, z kim już będzie współpracować w nowym sezonie, podjęte zostały decyzje dotyczące tych graczy?
– Rozmawiałem z każdym z chłopaków. To ważni dla zespołu zawodnicy, ale negocjacje dotyczące kontaktów nie są prowadzone w moim gabinecie.
Kilka razy w Lechu popełniono już błąd związany ze spóźnionymi transferami. Nie obawia się trener, że tak może się stać i tym razem?
– Mamy wyselekcjonowaną grupę zawodników, którzy mogliby tutaj przyjść. Kolejnym etapem są negocjacje, a to jak wiemy, nie jest prosta rzecz. To nie wygląda tak, że my dziś wybieramy zawodnika, a jutro jest on u nas na treningu. Mamy grupę zawodników, którym chcemy zaproponować transfer do Lecha.
Lech w nowym sezonie może mieć problemy na kilku pozycjach. Kończą się kontrakty dwóm prawym obrońcom, mamy w kadrze jednego nominalnego lewego obrońcę. Ma już trener gotową listę zawodników, których potrzebuje?
– Oczywiście, gdybym nie miał, to nie mógłbym być trenerem, ale nie powiem dziś Panu, jakie to pozycje.
Czego życzyć Lechowi w ostatnich meczach tego sezonu?
– Punktów.
rozmawiał Mateusz Szymandera