– Chciałem, by zmiany kadrowej odbyły się na zasadzie ewolucji, ale z racji tego, że stało się inaczej, można te zmiany nazwać małą rewolucją. Zastanawiałem się tylko, jak sobie poradzimy w Lidze Europy? O Pucharze Polski nawet nikt nie myślał, bo wydawało się oczywiste, że przejdziemy do kolejnej rundy – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Mariusz Rumak.
Trener Lecha zdradza, że to właśnie on stał za odejściem wielu piłkarzy z klubu. – Chciałem tylko, żebyśmy trzymali się określonych ram czasowych, by negocjacje z zawodnikami, którym kończyły się kontrakty, nie trwały w nieskończoność. Ustalamy jakiś deadline i się go trzymamy. Jeśli się nie dogadujemy, musimy działać dalej – przyznaje. – Żal mi niektórych piłkarzy, lecz tak jak ja nie jestem niezastąpiony, tak żaden zawodnik również – dodaje.
Szkoleniowiec zdradził również, że podjął decyzję o tym, żeby Dimitrije Injac został w klubie, jednak przedłużające się negocjacje spowodowały, że Serb musiał odejść z klubu. – Spotkałem się przed urlopem z Piotrem Rutkowskim i powiedziałem: „Oto lista piłkarzy. Jeśli się nie dogadacie, to trudno”. To już nie moja sprawa, jakich kto wymaga pieniędzy. Dima Injac był wpisany, by zostać w tym klubie, lecz nie mogliśmy przeciągać negocjacji w nieskończoność – zaznacza Rumak.
Podkreśla on jednocześnie, że odejście Marcina Kikuta zrobiło miejsce do transferu nowego prawego obrońcy w Lechu. – Pewnie gdyby był tutaj nadal, nie dogadalibyśmy się z Kebbą Ceesayem – przyznaje trener.
więcej.