0:1, 0:3, 0:0, 0:1, 0:2, 0:1. Czy można lepiej skomentować to, co dzieje się ostatnio w Poznaniu? Powracają złe sny z jesieni tego roku, gdy Lech Poznań był nieskuteczny. Na chwile udało się przebudzić, ale sny, a w zasadzie już koszmary, powracają ze zdwojoną mocą. Teraz są jeszcze straszniejsze i bardziej przerażające.
Nie winie Mariusza Rumaka za to, co obecnie się dzieje w Poznaniu, bo trudno go o cokolwiek winić. Jego decyzje personalne są w moim przekonaniu słuszne i racjonalne. Można wytłumaczyć, dlaczego w rewanżu z Wisłą zagrał Marcin Kikut, a w trakcie spotkanie zszedł z boiska słaby Rafał Murawski. To są decyzje, których przez ostatnie kilkanaście miesięcy brakowało. Teraz następują, ale odnoszę wrażenie, że jest już za późno.
Po degrengoladzie, jaką w Poznaniu zafundował nam Jose Mari Bakero dużo czasu potrzeba, aby coś z tego zespołu wycisnąć. W zasadzie poczekać trzeba do końca sezonu i wtedy dokonać prawdziwej i sumiennej oceny tego, co stało się przez ostatnie kilkanaście miesięcy. „Kolejorz” grał bez polotu, bez fantazji, ale i skuteczności. W tej chwili możemy powiedzieć, że walczy o utrzymanie, bo racjonalne stwierdzenie tego, że gramy o puchary zakrawa o kpinę.
Dla Lecha dwa sezony bez startu w europejskich pucharach są skokiem w dół. To strata czegoś, nad czym pracowano przez kilka lat. Nie tylko prestiż, ale i punkty do rankingu UEFA. Teraz to wszystko schodzi na dalszy plan i trzeba odbudować to, co jeszcze nie dawno było dla nas oczywiste. Tak jak to, że gramy w pucharach, tak jak to, że walczymy o zwycięstwo, a mecze Lecha oglądamy, żeby zobaczyć dobrą ofensywną grę. Dzisiaj nie ma już takiej pewności. Co się stało z tą drużyną?
Ta drużyna nie wyjdzie już z marazmu, w jaki wpadła po objęciu jej przez Jose Mari Bakero. Ci piłkarze nie zniosą już dłużej traumy gry w Poznaniu, mając w pamięci metody treningowe Jose Mari Bakero i brak wiary w sukces, jaki zauważyć u nich można było przez ostatnie kilkanaście tygodni. Wydaje mi się i taka też będzie moja diagnoza. To nie wina sztabu szkoleniowego czy piłkarzy. Oni wszyscy jeszcze nie otrząsnęli się po Hiszpanie. Zgodzę się, że można od nich wymagać więcej, że powinni więcej i lepiej, ale…
Odpowiedzcie sobie sami. Ale co?