W tym tygodniu minie rok odkąd trenerem Lecha został Jose Mari Bakero. Właściciel klubu konsekwentnie obdarza zaufaniem swojego pracownika i nie myśli nawet o zwolnieniu go z funkcji opiekuna pierwszego zespołu.
– Wielokrotnie deklarowałem, że chcę z trenerami współpracować długo, jestem przekonany, że w ten sposób można dobrze ocenić pracę, jaką oni wykonują – zaznacza Jacek Rutkowski. – Nie podejmuję się ocenić członka zarządu w mojej spółce giełdowej po kilku miesiącach pracy – dodaje.
Szybko w przypadku Hiszpana pojawiły się jednak spekulacje dotyczące jego odejścia z Lecha. – Od samego początku nie miały one szans na powodzenie. Wiedziałem, że muszę mu dać szansę na trenowanie, a parę miesięcy nie da się osiągnąć efekty, nad którym się pracuje. Piłka nożna jest naładowana emocjami do tego stopnia, że gdy mamy 6 przegranych pod rząd, ręce latają, ale rozsądek hamuje – zaznacza właściciel klubu.
Jest on zadowolony z obecnej dyspozycji i formy sportowej zespołu. – Drużyna gra dobrze, ale nie ma szczęścia. Wróćmy do meczu z Lechią, mamy wiele wypracowanych sytuacji bramkowych, ale piłka nie chce wpaść do siatki. Taki jest futbol, sędzia nie uznaje prawidłowo zdobytej bramki w meczu ŁKS-Wisła. Zdarza się – przyznaje Jacek Rutkowski.
Pełne poparcie dla Jose Mari Bakero daje temu szkoleniowcowi duży komfort pracy. Może więc on coraz intensywniej uczyć się języka polskiego, bowiem niewiele wskazuje na to, że szybko z Poznania odejdzie.