Dzień konia na Bułgarskiej
Wiele było już zespołów, które swoje najlepsze ligowe mecze rozgrywały na Bułgarskiej. Sporo też zawodników, którzy właśnie w Poznaniu wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności. W niedzielę takim właśnie piłkarzem, w przeciwieństwie do swojego zespołu, okazał się Dusan Kuciak, golkiper gości.
Semir Stilić po zakończeniu spotkania przyznał, że to właśnie dobra dyspozycja bramkarza Legii Warszawa uratowała ją przed porażką. Bośniak podkreślał także, że to już drugi taki mecz z rzędu, po rywalizacji z Lechią Gdańsk, w którym golkiper przeciwnika odgrywa znaczącą rolę i realnie wpływa na wynik meczu.
Kuciak kilka razy pokazał wysokie umiejętności. Co prawda kilka razy Lechici strzelali wprost w niego, ale nie raz ten bramkarz musiał się sporo nagimnastykować, aby uchronić swój zespół przed stratą bramki. Zawodnicy „Kolejorza” z każdą kolejną akcją chwytali się za głowę i nie wierzyli, że futbolówka nie znalazła się w siatce. I trudno się dziwić. Bramkarz Legii poza swoimi umiejętnościami miał jeszcze jeden spory atut. Było nim szczęście.
To nie pierwszy taki przypadek, gdy bramkarz rywala miał prawdziwy „dzień konia’. Kilka lat temu do Poznania przyjechał ŁKS Łódź, a w jego bramce stał Bogusław Wyparło, znany szerszej publiczności jako Bodzio W. To ten sam golkiper, który pod koniec lipca tego roku pięć razy kapitulował w meczu przeciwko Lechowi Poznań. W kwietniu 2009 roku było jednak inaczej.
Pod koniec pierwszej połowy, dość nieoczekiwanie bramkę zdobyli goście. Napór Lechitów, prowadzonych wtedy jeszcze przed Franciszka Smudę, z każdą kolejną minutą był coraz większy. ŁKS całkowicie oddał pole gospodarzom i czekał na ich kolejne posunięcia. Ci nie mieli nic do stracenia, więc atakowali, atakowali i atakowali.
Sposobu na zdobycie bramki nie potrafili znaleźć ofensywnie zawodnicy Lecha, do ataku przesunięty został Manuel Arboleda, a kibice już w zasadzie mogli pogodzić się z porażką swojego zespołu. Bodzio W. bronił jak w transie, nie było strzału, dośrodkowania, a także zagrania w polu karnym, z którym doświadczony golkiper by sobie nie poradził. Aż do 92. minuty spotkania, kiedy to sposób na bramkarz przeciwnika znalazł były już Lechita, Bartosz Bosacki.
Wtedy opiekun Lecha mówił na konferencji prasowej, że nie ma do swoich zawodników pretensji, bo atakowali, walczyli, dali z siebie wszystko. Tym razem można byłoby powiedzieć, że było podobnie. Jednak mimo to szkoda, że nie udało się zwyciężyć. Przed ponad dwoma laty był Bodzio W., półtora tygodnia temu Wojciech Pawłowski, a ostatnio Dusan Kuciak. — Gramy dobrze, stwarzamy sobie sytuacje, w końcu za nimi pójdą i wyniki – przyznał po meczu Semir Stilić, więc trzymamy za slowo.