Przed poniedziałkowym meczem z rewelacją trwającego sezonu TME warto zastanowić się nad fenomenem naszego przeciwnika.
– U nas jeden za drugiego pójdzie w ogień. Każdy zostawia serce na boisku. Do tego dochodzi charakter i kolektyw. To nasze największe atuty – odpowiada na pytanie dziennikarzy o przyczynę tak dobrej formy Paweł Golański.
I to właśnie, w głównej mierze, wyjaśnia dlaczego stawiana przed sezonem w środku tabeli Korona, bije się o miejsca dające prawo do walki w pucharach. Polska ekstraklasa stosunkowo dawno nie widziała zespołu tak szalenie ambitnego i walecznego jak tegoroczni kielczanie. Od czasów Kasperczaka w krakowskiej Wiśle nie było w najwyższej klasie rozgrywkowej drużyny tak charakterystycznej jak właśnie Korona.
Korona to owszem, przede wszystkim waleczność, zadziorność, ale też zgrana ekipa. Kiełb, Kuzera, Kiercz, Gawęcki, Kal, Jamróz, Malarczyk to piłkarze mocno identyfikujący się z Kielcami i miejscowym klubem. Nie można też zapominać o Vukoviću czy Korzymie, którzy w świętokrzyskim czują się wyśmienicie i powoli coraz bardziej utożsamiają się z tym regionem. W dzisiejszej piłce, nie tylko w Polsce, ale i za granicą tak duża liczba piłkarzy, niemal wychowanków zdarza się bardzo rzadko, a jeśli w ogóle, to w dalekiej Katalonii czy w Kraju Basków. Słowa Golańskiego nie mogą być w tej sytuacji jedynie pustymi frazesami.
W całej tej wyliczance nie mniej ważny jest trener kielczan, Leszek Ojrzyński. Dla wielu kibiców krajowej piłki przysłowiowy „człowiek znikąd”. Do połowy ubiegłej dekady wielokrotnie asystent w klubach zarówno ekstraklasowych jak i niższych lig. W roku 2006 po raz pierwszy poprowadził samodzielnie Znicza Pruszków. Rok później odszedł do płockiej Wisły. Ta zmiana zapoczątkowała tułaczkę Ojrzyńskiego po rejonie śląska gdzie w przeciągu trzech lat trzykrotnie zmieniał pracodawcę. Po ponad roku pracy zwolniono go z Rakowa Częstochowa. W czerwcu 2010 roku podpisał umowę z Odrą Wodzisław Śląski, jednak już we wrześniu pozostał bezrobotny. Przestój w pracy trał ledwo miesiąc, po którym związał się trzyletnim kontraktem z Zagłębiem Sosnowiec.
Tak częste zmiany pracodawców nie mogły stawiać trenera w dobrym świetle, tym bardziej, że częściej był zwalniany z posady, niż odchodził z dobrej woli. 9 czerwca ubiegłego roku trafił do Kielc. Na początku obecnego sezonu, oprócz kibiców kielczan, mało było osób w Polsce, które zachwalały by taktykę obraną przez Ojrzyńskiego. Jednak w miarę upływu czasu, mimo często nieładnej dla oka gry, trener zyskiwał coraz większą rzeszę fanów. Kielczanie według filozofii trenera w pierwszej połowie sezonu zgrywali się ze sobą, grali twardo taktycznie, bez zbytniego polotu, jednak efektownie.
Z całą pewnością Ojrzyńskiemu udało się wgryźć w psychikę drużyny ze stolicy kielecczyzny oraz poszczególnych zawodników co dało zadziwiająco dobre wyniki, zarówno drużynowe jak i personalne. W Kielcach pod wodzą trenera odradza się były reprezentacyjny obrońca, Paweł Golański, w dobrej formie jest również wypożyczony z Lecha Jacek Kiełb. Wysyłany już na piłkarską emeryturę Paweł Sobolewski zachwyca swoją grą na skrzydle, a Maciej Korzym, wreszcie utemperowany, zaczął prawidzą grę, jak na napastnika przystało. – My naprawdę potrafimy grać ładnie w piłkę. Mamy wielu dobrych zawodników. W obronie jest Tomasz Lisowski, w pomocy Paweł Sobolewski i w ataku Maciej Korzym. A to tylko przykłady – mówi Golański.
Noworoczny bilans Korony to pięć meczów i cztery zwycięstwa. Mimo to, zespół trenera Ojrzyńskiego cały czas jest uznawany za piłkarskich brutali, którzy łamią kości przeciwnikom. Sam trener naszych poniedziałkowych przeciwników, w rozmowie z Przeglądem Sportowym, nie zgadza się na takie postawienie sprawy. – Proszę zauważyć, że nie ma u nas chamstwa, a czy można powiedzieć to samo o naszych (…) rywalach? Rzeczywiście – gramy ostro. Ale staramy się też grać fair. I do tego na tyle skutecznie, by po naszej stronie był co najmniej jeden gol więcej. Choć statystyki jasno przemawiają na niekorzyść obrońców takiego stylu gry (85 żółtych kartek i aż 7 czerwonych), śmiało można powiedzieć, że w polskiej lidze, aby wygrywać trzeba „kopać po kostkach”… – mówi.
Sami piłkarze zaczęli odczuwać już panujący dookoła Korony hurraoptymizm związany z wynikami. Panujący w środku pola ex-legionista Vuković w rozmowach z dziennikarzami przyznaje, że jest kilka czynników takiej postawy zespołu. – Na pewno nie opuszcza nas szczęście. Ważne jest też to, że mamy drużynę, która chce, a nawet bardzo chce, wygrywać. To jest godne podkreślenia, bo wiadomo, że zwyciężać chce każdy, ale my bardzo chcemy. Jak sam przyznaje, zwycięstwa z zespołami o wyższym potencjale nastąpiły w momencie nie najlepszej dyspozycji przeciwników, na co też trzeba zwrócić uwagę. Serb jednocześnie ostrzega przed coraz większym pompowaniem balonika i zwraca uwagę na to, że sezon się jeszcze nie skończył i przed Koroną, jak i przed każdą drużyną TME jeszcze sporo pracy.
W obliczu takich wypowiedzi kieleckich piłkarzy pozostaje postawić pytanie czy przegrana przed tygodniem w Zabrzu (0:2) była jedynie wypadkiem przy pracy czy jest ona początkiem kryzysu w, jak dotąd, świetnie spisującej się układance Leszka Ojrzyńskiego. Jeśli poprzedni przeciwnicy kielczan, mimo większego potencjału, nie byli w dobrej formie, jak poradzą sobie „Złoto-krwiści” w poniedziałkowym starciu z będącymi bezsprzecznie na fali piłkarzami Kolejorza? Odpowiedź na to, i na wiele innych pytań już w wielkanocny poniedziałek po godzinie 20.
Łukasz Cyraniak